Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :) | |
| | Urazka | 15.11.2014 01:23:11 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Wieś 20 km od Wrocławia
Posty: 2952 #1984211 Od: 2014-8-9
| Czy ten mały rondelek na kuchni jest z mosiądzu? Do pozbywania się kamienia czajnika używam wody z octem - zagotowuję raz albo czasami, jak się zaniedbam, to dwa razy i kamień znika. Nie wiem jak reaguje mosiądz na ocet. Mosiężny czajnik jest cudny.
_________________ pozdrawiam, Janina | | | Electra | 16.11.2024 18:26:23 |
|
| | | Lusia | 15.11.2014 07:53:48 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Wybrzeże
Posty: 652 #1984232 Od: 2014-9-29
| I ja z Wami wybrałam się na wieś aby poczuć wilgotne, czyste powietrze w płucach i nasycić oczy wiejskimi i leśnymi obrazkami. Dziękuję. _________________ Pozdrawiam Lucyna fotobajanie utkałam działka na sprzedaż | | | survivor26 | 15.11.2014 08:37:43 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: między DLW a DBL :)
Posty: 9453 #1984245 Od: 2014-7-11
| No i kolejna relacja nie zawiodła moich oczekiwań: znowu byłam na urlopie na Podlasiu, głucha na wrzaski dzieci za plecami i ślepa na widoczny z okna jakże odmienny krajobraz Zachwyciła mnie nieokiełznana radośc Kredki z darmowego Spa, nie kusiło Cię, żeby do niej dołączyć?...ja to bym chyba sama się w takich ciepłych zrębkach wytarzała Półeczka prześliczna, idealnie wpisała się w klimat Waszego domu, kicia jak zwykle zdystansowana, jak stara ciotka wywieziona siłą na letnisko - uwielbiam ponury stoicyzm tego stworzenia i wściekle go mu zazdroszczę
no i dręczy mnie jedno pytanie...czy o tej porze roku W. nadal po lasach hasa boso?? _________________ Pat - nieustająca wiejska eksperymentatorka :) Wiejski eksperyment 1 Wiejski eksperyment 2 | | | paputowy_dom | 15.11.2014 11:20:42 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1646 #1984339 Od: 2014-8-6
| Lubię takie jesienne mgły. Zawsze to miło schronić się potem w cieple starej kuchni kaflowej. Przypomniałaś mi, że jeszcze w swojej nie paliłam -muszę koniecznie się poprawić. Pozdrawiam i czekam na c.d. i oczywiście kiziam Klarę. _________________ wszystko co kocham pozdrawiam justyna | | | zuzanna2418 | 15.11.2014 15:07:59 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: Wawa/lubelskie
Posty: 6009 #1984421 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 1 | Joasiu, DarioKochane dziewczynki, cieszę się ogromnie, że mi towarzyszycie W lesie ponurawo (chyba nadużywam ostatnio tego słowa) ale w gromadce raźniej, prawda Misiu? Moja ulubiona fotka to chyba te ostróżki z rudbekiami, nie wiem czy o tym myślałaś Janeczko rondelki są podobno miedziane a czajnik chyba mosiężny. Nie wiem czemu u licha W. tak sobie upodobał to tworzywo, ja jestem zadowolona w zasadzie jedynie z wielkiego rondla miedzianego, w którym smażyliśmy powidła w ubiegłym roku i fajnie wyszły. Jedyny feler, że ciężki jest jak nie wiem co, a już z zawartością to naprawdę duża sztuka, żeby go unieść. Ewo to chyba jedyny sposób rzeczywiście, krzaki póki co są niewielkie i myślałam, że uda mi się zebrać jagódki w tradycyjny sposób, ale dotknięcie jednej powodowało, że osypywały się wszystkie naokoło i przepadały w trawie. Pat jedno Ci powiem, że jak usiadłam sobie na tych zagrzanych zrębkach, to w cztery litery milutko bardzo A W. już obuwie używa, choć z niechęcią Aczkolwiek pamietam sprzed kilku lat scenkę jak rano wylazł z leśniczówki i udał się do koni idąc sobie po białej od szronu trawie na boso... Justynko oj, taka kuchnia daje niesamowite ciepło i atmosferę. Nie ma co, żaden kaloryfer się nie umywa. Kicia potwierdza, bo wylegiwała się prawie cały czas przy piecu z pewnym uznaniem dla tego wynalazku.
A w poniedziałek stanowiącym cz.III postanowiliśmy skończyć z niezbornością ruchową i udawaniem, że coś robimy pożytecznego. O 7.00 wstałam i wyszłam z kawą na ganek. To dziwne, ale tu w mieście o tej porze roku i dnia nie mam wcale ochoty na siedzenie na dworze, choć przecież mogłabym na tarasie przysiąść. Pogoda, pomimo optymistycznych prognoz w RL jakoś nie chciała się zmienić. W. wygrzebał się z pościeli i zapowiedział, że po śniadaniu jedzie po zakupy oraz odebrać glebogryzarkę i piłę spalinową z serwisu. Zrobiłam listę zakupów do której W. dopisał drożdże i inne składniki na ciasto, albowiem twardo oznajmił, że nie odpuści i spróbuje jeszcze raz popełnić jakiś wypiek. W. wybył, a ja zabrałam się za oczyszczanie Albiczukowskiego z badyli słonecznikowych i innych. Starałam się wyrywać z korzeniami, jedne wyłaziły łatwo, inne wręcz przeciwnie, słoneczniki łamały się, musiałam uważać, żeby nie powyrywać rosnącego gdzieś w tym gąszczu dzielżanu i mniejszych marcinków, kompletnie nierozpoznawalnych w tej masie. Szłam takimi trawersami układając to, co wyrwałam na dwóch stosach. Najpierw myślałam, że powyrywam tylko trochę, potem jakoś wpadłam w trans i darłam to badziewie, otrzepywałam korzenie z ziemi i wynosiłam na kupy od czasu do czasu prostując plecy i spoglądając, czy W. nie nadciąga. Dotarłam najpierw do brzozy Youngii, potem do tego kolumnowego żywotnika, oczyściłam jałowiec płożący, w końcu jakimś cudem dostrzegłam dzielżan i marcinki nie wyrywając ich w szale. W. ciągle nie było. Dotarłam do złamanego fragmentu śliwy węgierki a potem do mini zagonu kartofli. No i w zasadzie skończyłam. W tym samym czasie nadjechał W. Rozładował sprzęt mechaniczny z moją pomocą. Ściąganie glebogryzarki z samochodu polecam wszystkim, co to jeszcze mają zdrowy kręgosłup
Albiczukowski po przejściu huraganu Zuzanna wyglądał tak:
Nawet nie zauważyłam, że słońce zaczęło przezierać przez chmury!
Poradziłam W., żeby zaczął od piłowania, zatem zabrał się za śliwkę wydając okrzyki zdumienia na widok efektów mojej heroicznej pracy. Po kilku minutach piła dziwnie zaryczała, W. ją wyłączył, odpalił ponownie, piła znów dziwnie zajęczała. W. klnąc na razie po cichu zabrał piłę na ganek, rozkręcił machinę i złożył ponownie. Piła ryczała żałośnie. Rozkręcanie i składanie odbyło się jeszcze dwukrotnie i po jakimś czasie oraz wielu rzuconych już śmiało na głos paniach lekkich obyczajów W. ryknął, że prowadnicę do łańcucha mu te ch... w serwisie rozgięły. A mieli tylko naostrzyć łańcuch... Nie chciałam dolewać oliwy do ognia mówiąc, że początkowo pracowała prawidłowo, tylko potem coś tam tego... No dobra, mówię. Pożycz piłę od Bożenki. W. zaprzestał lamentów przeplatanych groźbami karalnymi pod adresem panów w serwisie sprzętu mechanicznego i poszedł do Bożenki. Piłę dostał i na szczęście mógł zrobić to, co było zaplanowane. W końcu front wyglądał tak.
Teraz tylko jazda glebogryzarka po oczyszczonym terenie. W. udał się po sprzęt i za chwilę usłyszałam, czego życzy panom w serwisie, już wcześniej pobłogosławionym... Linkę nowa założyli, a jakże, ale odpalić się nie dało, ponieważ rzeczona linka luźno zwisała i nie nawijała się na to ustrojstwo, które kręci się i powoduje zapłon przy szarpnięciu. Piekło rozpętało się na nowo. Stwierdziłam beztrosko, że w takim razie albo jedzie do serwisu zabić wszystkich na literę N oraz ich rodziny, spalić im domy i w ogóle zadośćuczynić za szkody moralne i stratę stu złotych polskich, albo zostawiamy rycie na kolejny przyjazd, przed którym będzie uprzejmy sprawdzić sprawność sprzętu. W. po namyśle wybrał rozsądnie drugą opcję. Udał się do kuchni w celu rozpalenia ognia w piecu chlebowym, a ja rozejrzałam się po rozświetlonym nagle ogrodzie.
Pozbieraliśmy następnie pocięte kawałki drewna i zwieźliśmy je pod drewutnię, gdzie W. porąbał je na szczapy. Szczęśliwie siekiera urzadzeniem prostym jest i działała bez zarzutu Kredka siedziała kamieniem pod drewutnią, a powód tej warty był taki, że W. zakupił na targu kurę rosołową. Stworzenie zostało pozbawione życia przy kupnie i jakoś ja na ten rosół ochoty za bardzo nie miałam. Zwłoki drobiowe W. położył na daszku drewutni, inaczej Kredka by je wyciągnęła i spożytkowała.
W. uznał, że w ogrodzie już nic nie zdziała, zatem zabrał się za kulinaria. Wydłubał z warzywnika surowiec na rosół:
Ja nieco zziajana też stwierdziłam, że dokonam czegoś w kuchni. Miałam juz plany wczesniej ma się rozumieć i korzystając z przepisu znalezionego w prasie postanowiłam zrobić paprykę faszerowaną. Kuchnia sczęśliwie znacznie większa, niż ta w Wawie, więc jakos udało nam się jednocześnie po niej przemieszczać. Co prawda najpierw W. dokonał oprawienia kury, na co zezwolilam jedynie na dworzu. Usiedli sobie zatem z Kredką na przyzbie skubiąc pióra i dyskutując o zaletach kury wiejskiej.
Ja się zajęłam przygotowywaniem farszu, który nie wyszedł do końca taki jak powinien, chyba ze względu na to, że nie miałam porządnej suchej bułki. No, ale wyszło całkiem nieźle jak na moj pierwszy raz. Przed wstawieniem do pieca potrawa wyglądała tak:
W. ustawił gar z rosołem i zabrał się za ciasto.
Słońce zachodziło powoli.
Gesiarka z papryką została wstawiona do pieca. Obok papryk znalazła się także wydrążona cebula napakowana resztką farszu (pomysł W.) Po przepisowych 40 minutach dokonaliśmy próby i wstawiliśmy potrawę do pieca jeszcze na jakies 15 minut. W międzyczasie ryż doszedł w garnku. Muszę przyznać, że wyszło fajnie, choć mozzarella, która była obecna w farszu rozpuściła się chyba całkowicie i nie było jej czuć praktycznie w ogóle. Być może przepisy współczesne są dostosowane do kontrolowanej temperatury w piekarnikach a nie do rozgrzanych do temperatur piekielnych czeluści piecowych.
Ja już byłam na ostatnich nogach, więc z kubkiem herbaty wpełzłam pod kołdrę. Zasnęłam chyba w sekundę po tym, jak się położyłam. Od czasu do czasu jak przez mgłę słyszałam krzataninę W., ale już nie mialam siły się ruszyć w celach reporterskich. Uznałam, że co ma być to będzie, a co było, o tym w kolejnym odcinku, który jako c.d. jak najbardziej n.
_________________ Zuzanna - miejska i wiejska dżungla :) pomoc dla schroniska In Vino Veritas UŚMIECHNIJ SIĘ | | | zuzanna2418 | 15.11.2014 17:36:44 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: Wawa/lubelskie
Posty: 6009 #1984490 Od: 2014-7-11
| Wtorkowe Święto Niepodległości zaczęło się od przepięknego wschodu słońca. Jak spędziliśmy ten dzień, opowiem w cz.IV, którą niech otworzy to zdjęcie
Ogród zamienił się na chwilę w złotobrązowe kłębowisko. Zapowiadał się piękny dzień, co postanowiliśmy wykorzystać, zwłaszcza że wieczorem trzeba będzie opuścić naszą posiadłość i udać się do miasta. Przy śniadaniu zlustrowałam wypieki W., który zadowolony z rezultatów nadmiernie nie był, no ale przynajmniej tym razem dało się zjeść to, co wyszło z pieca Ciasto drożdżowe wychodzi niestety bardzo suche i w zasadzie najlepiej jest je zostawić na 3-4 dni, aby złapało wilgoci.W. upiekł jeszcze babkę, w którą powtykał suszone śliwki i do ciasta dodał odrobinę cynamonu. Ta wersja była znacznie lepsza!
Po śniadaniu z deserem ustaliliśmy, że W. przygotuje mi cebule do sadzenia, ponieważ mieliśmy mnóstwo pudełek z jakimiś resztkami, wyprzedawanymi w sklepie ogrodniczym. Część posadziłam na ziemiach odzyskanych a część na różance nr 2. A były tam:
i cała masa przeróżnych innych:
Pogoda zrobiła się przepiękna, było chyba z 17 stopni. Słońce rozświetlało kolory późnej jesieni
W. rozpoczął transport zrębków, które ładował na taczki, wywalał na rabaty, a ja miałam za zadanie rozgrabiać je pomiędzy roślinami, co było o tyle trudne, że W. kazał robić warstwę 10 cm, która generalnie pokrywała rośliny z czubem. Wygrzebywałam co większe, ale reszta schowała się do wiosny. Wyszło tak:
Kredka służyła radą i wsparciem moralnym
Bożenka wyszła z wnukiem i zapytała z szerokim uśmiechem, czy my spać nie możemy. Pogawędziliśmy chwilę, przeprosiła nas, że nie idzie się jakoś odwiedzić tym razem, bo czasu jakoś ciągle brak... Wczoraj rąbała drewno na zimę, syn piłował a córki układały, dziś synowa przyjechała i do mamy też przydałoby się pojechać. Wróciliśmy niebawem do swoich zajęć.
Przy okazji rozkładania zrębek przekonałam się, że znaczniki opisane markerem CD miesiąc temu kompletnie wypłowiały.Dobrze, ze zachowały się zdjęcia etykiet z doniczek. Trzeba je będzie potem dopasować do roślin.
Przemieściliśmy się na front, ponieważ W. postanowił dosadzić jeszcze kilka traw do Albiczukowskiego i w tym celu widłami zaczął kopać fragment wczorajszego pobojowiska po wyrwanych jednorocznych. Była to mordercza praca, ale konkluzja W. była taka, że w zasadzie dobrze, że ta glebogryzarka nie odpaliła, bo w ziemi jest masa dzikiej marchwi i bylicy, która poszatkowana sprzętem rozniosłaby się po całym terenie. Przekopanie całości widłami oczywiście nie wchodziło w grę jednego dnia, ale pas szerokości ok. 1,5 m. powstał, a w nim zostały posadzone wyżej wymienione trawy.
Ja nieco uprzątnęłam kolejne fragmenty warzywnika i powciągałam na stos gałęzie odcięte od złamanego konara śliwy, pociętego dnia poprzedniego. No i tak to wyszło
Flaga państwowa wywieszona, żeby nie było, ale u nas we wsi nikt chyba tego nie robi...
Wróciłam jeszcze na różankę wyciągnąć kilka bezczelnych mleczy, które już się rozpierały tu i ówdzie. Róże generalnie wszystkie kaputt:
Ale jednak nie wszystkie tak zupełnie i definitywnie:
Tu owocki Lykkefund
Jeszcze coś z żywych
Oraz nieżywych, ale wciąż ładnych:
Widok ogólny na część ozdobno-rekreacyjną
I na pejzaż z glebogryzarką
W. wymyślił, że jechać na pusto nie będzie i w drogę powrotną załaduje się dwie bele słomy z naszej łąki z przeznaczeniem dla szkap. Akurat napatoczył się Bożenkowy syn z pytaniem, czy piłę można już zabrać. Został poproszony o pomoc w toczeniu bel, zatem poszedł w stronę stodoły, gdzie W. miał podprowadzić auto. W. wsiadł za kierownicę, dokonał tych czynności, które zwykle wykonuje się, chcąc ruszyć z miejsca, samochód zakaszlał i zamilkł. Kilka kolejnych prób przyniosło zbliżony rezultat. Zrobiło mi się gorąco, bo po pierwsze primo, zaraz rozlegną się tradycyjne pomstowania na zły los i w relacji na Kompostowniku tzreba będzie potem sporo wykropkować a po drugie primo, dziś mamy udać się do Warszawy, a tu środek lokomocji odmawia współpracy... Bożenkowy syn został zawołany z powrotem, panowie otworzyli maskę i zagłębili się w diagnozowanie problemu. Wszystko wskazywało, że jakimś cudem rozładował się akumulator. Młody człowiek przytaszczył drugi z ciągnika wyjęty, założył przy akompaniamencie okrzyków W.: "Jaki klucz potrzebujesz?" "Kurczę, nie mam akurat tego..." A, nie! Mam, cholera, mam!" Tu galop do mrówczanego i taszczenie wielkiej skrzyni z narzędziami. "O tu masz, widzisz, wszystkie są!" Samochód w końcu odpalił i panowie poszli ładować susz roślinny. Ja jeszcze pozbierałam leżące w krzakach fragmenty ściętej mirabelki.
Jeszcze kolorowych zdjęć kilka. To dla Basi na pokuszenie
Z uwagi na prawie całkowity brak liści, odsłonił się widok na cmentarz. Oczywiście zdjęcia z dużym zoomem robione
Słoma została zapakowana, a W. poszedł do drugiego sąsiada pożyczyć ustrojstwo do ładowania akumulatora, ponieważ Bożenka nie miała na stanie niczego takiego. Wrócił z jakimś przedpotopowym sprzętem, który jednak, jak zapewniał sąsiad, jako wynalazek radziecki, działa i przy 40 stopniowym mrozie.
Następnie jeszcze posadziliśmy jeszcze jeden badyl zwany pigwą szlachetną. No i należało powoli zacząć zbierać się do odjazdu. Mieliśmy całe góry żarcia do zapakowania: ciasta, rosół, gar kapusty z żeberkami, jabłka kupione na targu, kiełbasę i masę innych rzeczy. Dodatkowo z ta słomą na samochodzie będziemy już chyba jakimiś super słoikami, którzy poza tradycyjną wałówką zabierają coś więcej z rodzinnych stron Zaczęłam sprzątać i zbierać brudne ciuchy,myć naczynia, odgrzewać obiad i te pe. W. naznosił drewna na raz następny, pozbierał narzędzia i sprzęt mechaniczny do zabrania.
Słońce zachodziło pięknie, więc jeszcze kilka zdjęć zrobiłam, czym w zdumienie wprawiłam sąsiadkę zza SN, która akurat z siostrzenicą kręciła się po podwórku. Sąsiadka:A co pani, zdjęcia robi??. Ja:Tak, niech pani spojrzy, jaki piękny zachód słońca. Sąsiadka, bez przekonania: Nooo, niby tak, faktycznie...
Jeszcze kilka slow na temat lektury: "Bałkany wyobrażone" zamiast książką podróżniczą okazały się niestrawną rozprawą naukową dla super zaawansowanych. Natomiast traktat o piecach podlaskich jest bardzo pouczająca lekturą, którą co prawda aktualnie studiuje W. ale czyta mi co ciekawsze fragmenty. Tu kilka fotek ilustracji zawartych w książce
W.odstawił pożyczony prostownik wraz z roślinką w doniczce w ramach podziękowania. Prysznic, spuszczenie wody i zakręcenie zaworu. Instalacja zwierząt w samochodzie i ... żegnaj domku! Do następnego razu!
_________________ Zuzanna - miejska i wiejska dżungla :) pomoc dla schroniska In Vino Veritas UŚMIECHNIJ SIĘ | | | EwaM | 15.11.2014 17:52:47 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: między DBA a DZA
Posty: 2778 #1984499 Od: 2014-7-11
| Najwyraźniej to był czas buntu maszyn _________________ wątek i tutaj smutna piosenka | | | iwonaPM | 15.11.2014 18:21:27 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: bxl/lbn
Posty: 3891 #1984524 Od: 2014-7-11
| Zuzka mów/pisz do mnie jeszcze Ciągle nie mogę pogodzić się z faktem ,że tak rzadko tam bywacie a czytać się chce Cześkowi nie wspomniałam o SPA Kredki ,bo jeszcze by pozazdrościł i wymusił podróż Za to chyba muszę się z nim wybrać do psychologa jak tylko wiatr zawieje biegiem i ogromną determinacją - wręcz po trupach z ogródka ucieka do domu starzeje się ,czy co ? _________________ Iwkowy ogródeczek Iwkowy ogródeczek II
„Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.” Isaac Newton | | | lora | 16.11.2014 08:47:01 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Lubelskie
Posty: 4997 #1984726 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 2 | Witam niedzielnie ! poczęstowałam się wypiekami Twojego W ...nawet, nawet były zjadliwe...he, he zgadłaś to zdjęcie cudne...a czy mogę skopiować ? a zachodzące słońce ...codziennie mogłabym takie oglądać. _________________
Świat moich marzeń
Świat moich marzeń 2 | | | EwkaEs | 16.11.2014 10:40:41 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: południe kraju
Posty: 148 #1984800 Od: 2014-7-14
| Kredka przy taczkach ma minę jakby sama odwaliła czyszczenie Albiczowskiego z badyli i oczekiwała słusznie należnej nagrody. | | | Krzysztofkhn | 17.11.2014 00:10:56 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Łódź i pod Łodzią.
Posty: 94 #1985237 Od: 2014-8-1
| Zuziu ! Sa dwa popularne sposoby zbierania jagód kamczackich. 1. To podłożonych pod krzak 10 sztuk tac, takich dużych blaszanych , chińskich. 2. Kawałek folii o wym 2 x 2 m rozciętej do połowy i ułożenie jej na ziemi w kształcie miski. Nowsze odmiany jagody już nie mają tendencji takiego "gwałtownego" opadania owoców. _________________ Serdecznie pozdrawiam. | | | Electra | 16.11.2024 18:26:23 |
|
| | | sonia | 17.11.2014 13:32:44 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 31 #1985437 Od: 2014-8-5
| Pozdrawiam i dziękuję za piękne zdjęcia i opisy A SPA Kredki zazdraszczam .Ani-ta | | | DEDE | 17.11.2014 14:33:36 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: R.Śl- B
Posty: 1415 #1985473 Od: 2014-7-14
| Zuza za papryką faszerowaną nie przepadam ale fajnie, że Tobie się udało a ja myślałam, że panowie lesnicy to ostoje spokoju hihi a jednak zdarzają się wyjątki Kredka to ma tam raj na ziemi to kiedy znów jedziecie?
_________________ Daria WIEŚ POD BOREM.. | | | aguskag | 17.11.2014 22:53:42 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 661 #1985877 Od: 2014-7-12
| Zuziu, do opisywania powinien być marker nie tylko wodoodporny, ale też odporny na uv. Tylko gdy pytam panią w sklepie o coś takiego, to zwykle szeroko otwiera oczy. W końcu kupiłam i jeden okazał się trafiony, nie blaknie. Zwykle jednak co 2-3 lata poprawiam napisy na swoich winogronach.
Ja rozkładałam agrowłokninę lub plandekę pod śliwami i kamczackimi, a potem robiłam im trzęsienie Do potrząsania śliwami najlepsze były grabie, bo sięgały wyżej niż moje ręce
_________________ Pozdrawiam Aga | | | regina | 17.11.2014 23:22:39 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Radom
Posty: 303 #1985898 Od: 2014-8-4
| Wspaniala relacja z pikntna odmową urządzeń mechanicznych do zgodnej współpracy. Zdjecia cudne.Ksiazka o piecach ciekawa, ostatnie zdjecie pokazuje moj piec na wsi. | | | Urazka | 18.11.2014 01:33:21 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Wieś 20 km od Wrocławia
Posty: 2952 #1985918 Od: 2014-8-9
| Dziękuję za wciągającą fotorelację. Wiesz o tym, że czyta się Twoje posty z zapartym tchem? _________________ pozdrawiam, Janina | | | tarnowianka7 | 19.11.2014 11:29:56 | Grupa: Użytkownik
Posty: 8 #1986706 Od: 2014-7-21
| Dobrze zatrzymać się na chwilę i móc oglądnąć wspaniałe zdjęcia. Dziekuję | | | zuzanna2418 | 20.11.2014 09:10:56 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: Wawa/lubelskie
Posty: 6009 #1987348 Od: 2014-7-11
| EwoM bunt nastąpił jak zwykle niepodziewanie i zaskoczył wszystkich Iwonkoja też żałuję, że to tak rzadko, choć może przy częstszych relacjach, znudziłoby się Wam czytanie? Czesiek może nie lubi jakiegoś dźwięku, który przy okazji wiatru powstaje, a my go nie słyszymy (psy słyszą dźwięki także o częstotliwościach niesłyszalnych dla ucha ludzkiego). Misiu jak mi dasz adres e-mail, to Ci wyślę te fotkę w pełnym wymiarze. Wtedy jakoś lepsza jest, niż przy ściąganiu z postu. EwoEs Taaak, Kredka jest po prostu kierownikiem i mózgiem całej operacji. Zatem słusznie jest dumna z siebie Krzysiu tak trzeba będzie zrobić, bo okropnie mi szkoda, jak te nieliczne jeszcze owoce mi się marnują. A pyszne są, jak nie wiem co W ogóle odkryłam wiele smaków owoców, jakich nie znałam, przykładowo owoce świdośliwy. Anitko cała przyjemność po mojej stronie I po stronie Kredki, ma się rozumieć Darioja lubię taka paprykę, tylko chyba wolę nie te czerwoną a białą. I żeby poza samym mięsem w farszu był jeszcze ryż. Wtedy jest super. O, W. jest bardzo spokojny. Dopóki coś lub ktoś go nie wkurzy A kiedy jedziemy - to jak zwykle zagadka. Chcielibyśmy pojechać na Święta, bo chyba wcześniej nie da rady. Wobec tego zanoszę modły, żeby jakimś cudem rodzina W. sobie o nas nie przypomniała i nie chciała wymuszać przyjazdu. Zarówno W. jak i ja mamy ogromną potrzebę robienia w Boże Narodzenie tego co chcemy, bez konieczności życia stadnego. Innymi słowy chcemy robić to, co nam wydaje się szczególne i świąteczne a nie to, co jest ogólnie przyjęte jako bożonarodzeniowy pakiet standard. To nie znaczy, że nie lubię towarzystwa siostry czy mamy W. - wręcz przeciwnie, ale znacznie bardziej odpowiada mi swobodne spotkanie bez tych wszystkich świątecznych korowodów i konwenansów. Aga Lucynko, mieliśmy taki marker w mieście i rzeczywiście on się sprawdził bardzo dobrze, dwa lata bez poprawiania etykiety były czytelne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie co strząsać z naszej śliwy! ReginkoO, no to masz super piec! W tej książce są szczegółowe opisy nie tylko anatomii, że się tak wyrażę, pieców różnorakich, ale także wiele informacji dotyczących zastosowania pieca, hierarchii korzystania z zapiecka różnych osób w rodzinie itp. Dowiedziałam się np., że żeliwne płyty służące do gotowania to stosunkowo niedawny wynalazek, wcześniej garnki wsuwano niejako w czeluść pieca i tam się jedzenie gotowało oraz pozostawiało w celu utrzymania temperatury. To podobno dawało efekt niepowtarzalny, jeśli chodzi o smak potraw Potem do tego celu budowano taką komorę w piecu, nazywaną duchówką. Janeczkodziekuję Ci, że mnie odwiedzasz i że sprawia Ci przyjemność czytanie tych relacji pełnych nieobiektywnego neowieśniackiego zachwytu tarnowianko witam Cię serdecznie i zawsze zapraszam!
_________________ Zuzanna - miejska i wiejska dżungla :) pomoc dla schroniska In Vino Veritas UŚMIECHNIJ SIĘ | | | regina | 20.11.2014 22:31:36 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Radom
Posty: 303 #1987868 Od: 2014-8-4
| Zuziu uwilbiam na nim gotowac nic się nie przypali, inny smak potraw.W piecu chlebowym pieklam różne rodzaje potraw a najfajniejsze jest to ze wyciagam je na drugi dzień i sa jeszcze gorace. | | | Beatrice | 20.11.2014 22:39:12 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Szczecin
Posty: 1618 #1987871 Od: 2014-7-11
| regina pisze:
Zuziu uwilbiam na nim gotowac nic się nie przypali, inny smak potraw.W piecu chlebowym pieklam różne rodzaje potraw a najfajniejsze jest to ze wyciagam je na drugi dzień i sa jeszcze gorace.
Proszę, bardzo mocno proszę...pokaż swój piec _________________ Kiedyś będę miała....marzenie Beaty Mini, mini..mini Beaty | | | Electra | 16.11.2024 18:26:23 |
|
|
Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!! |
|