Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :) | |
| | lora | 21.10.2014 22:48:38 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Lubelskie
Posty: 4997 #1964975 Od: 2014-7-11
| tak , tak opowiadaj. _________________
Świat moich marzeń
Świat moich marzeń 2 | | | Electra | 23.12.2024 16:26:55 |
|
| | | DEDE | 22.10.2014 09:27:48 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: R.Śl- B
Posty: 1415 #1965108 Od: 2014-7-14
| Zuzka najlepszego pięknego storczyka kupił Ci W..ostatnio też mam fazę na storczyki..mam kolejne dwa..czyli aż 4 no i chwilowo koniec bo parapetu na oknie brakło.. co do wina to szczerze nie znam się na nich i gdybym zakosztowała tego tańszego(nie tych Rysiowych) czy droższego to nie wiem czy bym smak odróżniła
ogród wam mocno zarósł..chyba W miał sporo pracy..ale to się dowiemy z cdn.. _________________ Daria WIEŚ POD BOREM.. | | | user1 | 22.10.2014 09:35:29 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1394 #1965110 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 1 | Zuziu, ściskam Cię i ja, przesyłając najserdeczniejsze życzenia. Przepraszam za opóźnienie, ale ganianie między szpitalem a domem troszkę odizolowało mnie od innych spraw Jeszcze raz wszystkiego naj naj i spełnienia marzeń. A kosmosy to w następnym roku też muszę mieć. | | | Ryszan | 22.10.2014 09:58:36 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Łódź
Posty: 3462 #1965125 Od: 2014-7-19
| Twoje opowieści są superowe.Czekam na c.d. _________________ Ania Moja działka | | | survivor26 | 22.10.2014 10:04:22 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: między DLW a DBL :)
Posty: 9453 #1965131 Od: 2014-7-11
| ooo...u nas też w sklepie od jakiegoś czasu goszczą droższe wina, ale się wstydzę kupić, właśnie dlatego, żeby nie zostać obszturgana przez obsługę, że fundusze marnuje (a i na zeszyt mi potem nic nie sprzedadza, jak się z bogactwem ujawnię)...no i jak Rysio i spółka zobaczą, że szastam kasą na takie trunki to już się nie wybronię od fundowania piwa za 2,30
Jesień w klimatach Albiczukowskich równie cudna co pozostałe pory roku, tam to chyba nawet szaruga listopadowa jest godna pozazdroszczenia _________________ Pat - nieustająca wiejska eksperymentatorka :) Wiejski eksperyment 1 Wiejski eksperyment 2 | | | maria | 22.10.2014 10:21:45 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: śląsk
Posty: 2001 #1965136 Od: 2014-7-13
| az z ciekawości sprawdziłam cenę tego trunku zaszalał eM , widać ,ze kocha Pięknie i swojsko jak zwykle i na dodatek tak realistycznie opisane wszystko ,az się chce wiecej czytac i czytać. Na te myszy nie ma jakiegos sposobu? , moja mama wszedzie na strychu roztawia truciznę , która powoduje zasuszanie ( bez brzydkiego zapaszku) stworków. brr nie cierpię i boje sie myszy _________________ Moja wymarzona działka | | | iwonaPM | 22.10.2014 10:56:19 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: bxl/lbn
Posty: 3891 #1965145 Od: 2014-7-11
| Zaczynam zazdrościć Ci W. ślicznego storczyka dostałaś - kocham te kwiaty ,ale ręki do nich nie mam i wszystkie uśmiercam
_________________ Iwkowy ogródeczek Iwkowy ogródeczek II
„Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.” Isaac Newton | | | Keetee | 22.10.2014 17:37:52 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1754 #1965315 Od: 2014-7-11
| Zuza...ale wiocha cudna...w jesiennych barwach Chabazie szaleją na całego Dołączam się z życzeniami ...najlepsiejszymi oczywiście ,buziak
_________________ Witajcie w mojej bajce :)latooooo :) | | | paputowy_dom | 22.10.2014 17:49:28 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1646 #1965321 Od: 2014-8-6
| Zuzia wszystkiego naj! Poproszę tradycyjnie o zdjęcia Klary w jesiennej scenerii. Spróbuję poszukać wina Barolo. W moim wiejskim sklepie nie ma takich win i pewnie nie będzie. Denerwujące jest to, że nie ma u nas nawet piwa z lokalnych browarów. Ostatnio piłam wyśmienite lwóweckie (jankes) ale w restauracji. W sklepach króluje tyskie, lech itp. Te piwa są dla mnie zupełnie bez smaku. Będąc dziś w lidlu zakupiłam piwo na miodzie gryczanym (browar jabłonowo). Zamierzam skocurzyć się wieczorkiem z piwkiem i świeżo kupioną książką Cejrowskiego "Wyspana na prerii". Oczywiście z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy opowieści.
_________________ wszystko co kocham pozdrawiam justyna | | | zuzanna2418 | 22.10.2014 20:44:17 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: Wawa/lubelskie
Posty: 6009 #1965429 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 1 | Misiu już się biorę do pisania Dario storczyki są u mnie od niedawna, ale muszę Ci powiedzieć, że jakoś zaczynam się ich uczyć. Ten, który stoi w pracy jest praktycznie niepodlewany i kwitnie jak głupi co roku. Może to jest na nie sposób? Anito dziękuję Ci kochana, ja wiem, że dziecko chore to i głowy nie ma do innych spraw. Mam nadzieję, że już szybko córcia do zdrowia wróci. Kosmosy są wspaniałe, polecam szczerze. Aniu dzięki, już kontynuuję Pat Co fakt to fakt. Można narazić się lokalnym pracownikom sfery usługowej W. teraz ma zszarganą opinię Choć wędlinkę lepszą pani mu nadal wskazuje i jak W. pokazuje co chce, to ekspedientka z naciskiem mówi:" Nie, tę pan weźmie". Marysiu z tymi myszami to ja walczę chemicznie (choć wolałabym łagodną perswazją), ale one zanim się ususzą, to z przeproszeniem napaskudzą tu i tam i to jest główne źródło zapachu. Ano, wieś ma swoje prawa. Iwonko hihi, ja się ciągle dziwię, dlaczego ex-małżonka W. miała o nim tak fatalną opinię. Ja tam nie narzekam. No, w każdym razie nie zbyt często Dorotko buziaki, kochana. Justynko paputku piwo tylko z lokalnych browarów! Teraz W. ma zakaz, ale kiedyś kupowaliśmy Ciechana. Klara dla Ciebie
W cz. IIIopiszę niedzielny wypoczynek i świętowanie jubileuszu... akurat! Akcent jubileuszowy co prawda był rano, kiedy W. otworzył jedno oko, zobaczył, że nie śpię i wobec powyższego wymamrotał skróconą wersję nieśmiertelnego "Sto lat" z buzią częściowo w poduszce. Po czym zapadł w drzemkę. Poranek, pomimo optymistycznych prognoz, nie wyglądał zachęcająco. Gęsta mgła i słońca ani widu ani słychu. No, ale głód nas w końcu skłonił do odrzucenia kołder. W domu ciepło, prasa, kawka, śniadanko... relaks. W. jednak przypomniał sobie, że w warzywniku zostało jeszcze sporo dobra wszelakiego, które grzech byłoby zmarnować. Ubraliśmy się ogrodniczo na cebulkę i W. ruszył na odcinek warzywniczy, a ja z motyką na rabatki obsadzone dwa pobyty temu. Po kilku chwilach ku mojemu zdumieniu niebo zaczęło się przecierać i słońce wyjrzało, najpierw nieśmiało a potem przygrzało całkiem konkretnie, wierzchnie warstwy odzieży trzeba było zrzucić.
Rabatki wysuszone, bardzo długo chyba porządnie nie padało. W słońcu ogród jesienny wyglądał tak:
Byliny dobrze się przyjęły, ale bez zrębek jako ściółki nie obejdzie się.
Nadzór pracuje ciężko.
Na jednej z jabłonek wisiało jedno duże jabłko. Przypominało do złudzenia te, które W. kupił u dziadka ogrodnika. Być może i my jesteśmy posiadaczami kilku zapomnianych odmian. Niestety wszystkie drzewa chorują.
Ambrowiec w słońcu.
W. działał w warzywniku. Miał zamiar zrobić barszcz z naszych buraków. W tym celu zadzwonił do mamy i zapytał o metodologię postępowania z burakiem. Kilka razy powtarzał: "Mamo, tak JA gotuję. Powiedz mi, jak się robi ten barszcz, bo Zuzia ma urodziny i to ma być taki uroczysty obiad" Do barszczu konieczne są ziemniaki, więc W. zrył kawałek naszego mini-kartofliska. W perspektywie było jeszcze pieczenie ciasta, W. zaczął zatem rozpalać w piecu chlebowym.
Wróciłam jeszcze na różankę.
Na tym zdjęciu powyżej widać klocek drewniany, który W. gwizdnął mi sprzed nosa celem umieszczeniu w piecu. Odradzałam, bo klocek był solidny i nieco wilgotny, mógł palić się zbyt długo. W. jednak zamachał rękami, co miało znaczyć, że nie ma mowy, na drewnie zęby zjadł, wiedza tajemna, jaką posiadł pozawala mu stwierdzić, że jest to paliwo idealne...Skończyło się fatalnie, ale o tym opowiem później.
W. pichcił obiad, ja zabrałam się za wykopywanie mieczyków. Ziemia sucha jak pieprz. Cebule jednak całkiem dorodne.
Kotu się jednak chyba nie podobały
W. zaanonsował, że podano do stołu. Czas najwyższy na obiad!
A obiad wyszedł pyszny
Po obiedzie z nowym przypływem sił postanowiłam rozpracować górę wyrwanych chwastów, głównie perzu i bylicy, która zalegała od dwóch miesięcy obok różanki i wkurzała mnie niemiłosiernie. W. stwierdził, że nie dam rady, bo to z ziemią, uklepane, splatane, ciężkie... no, jednym słowem nie miałam wyjścia i musiałam mu pokazać, że to bułka z masłem, tudzież małe piwo przed śniadaniem. Złapałam widły amerykańskie, wytaszczyłam taczkę z drewutni i zamaszyście wbiłam narzędzie w stertę przed sobą. No, lekko nie było, ale jednak szło! Załadowałam jedną taczkę, którą W. litościwie wyjechał na kompost, bo pchanie tego ustrojstwa, które nawet puste jest upiornie ciężkie, byłoby już przesadą. Druga taczka zapakowana z czubem i teren oczyszczony.
Zachęcona sukcesem postanowiłam wkopać kilka starych betonowych dachówek walających się przy stodole jako obramowanie różanki. W styczniu obrobiliśmy tak kawałek i okazało się to znakomitym patentem na zablokowanie ekspansji perzu. W. przyjechał taczką z ładunkiem stwierdziwszy przy okazji kompletny kapeć w oponie, a ja zabrałam się za dziabanie ziemi i wciskanie dachówek jedna obok drugiej. No, nie wyszło to najlepiej, efekt w mojej wyobraźni był jakby nieco inny. Ale póki co zostanie jak jest. Zziajałam się za to konkretnie.
Reszta obwodu następnym razem.
Kredka ulokowała się na świeżo wypielonej rabatce. Futrzany tyłek nie pomógł jednemu z posadzonych floksów
Jedna z dalii, które wyrosły z nasion. Pięknie urosły wszystkie.
Słońce pięknie świeciło, popołudnie było ciepłe a kolory nieziemskie.
W domu W. szalał w kuchni. Docelowo miały powstać dwa ciasta drożdżowe: z jabłkami i marchewkowy piernik. Na tych zdjęciach możecie zobaczyć, że potencjał był. To jednak ostatnie zdjęcie, na których prezentują się obiecująco.
Potem nastąpiło najgorsze. Ciasto z jabłkami powędrowało do pieca i w ciągu 10 minut po prostu się zwęgliło. Piec chlebowy miał temperaturę pieca hutniczego. W. zawył z rozpaczy i a potem wściekły na siebie jęczał o kompromitacji, nieudanym przyjęciu urodzinowym i tym podobne kretynizmy. Drugie ciasto też zbyt szybko spiekło się po wierzchu a środek nie zdążył wyrosnąć. Gdyby W. miał włosy na głowie, to by je wyrwał tego wieczora. Na nic się zdały moje próby pocieszenia. Na szczęście została jeszcze jedna rzecz do upieczenia: łopatka wieprzowa nafaszerowana czosnkiem, natarta przyprawami i wetknięta w ...dynię . To wszystko zapakowane do gęsiarki i do pieca.
W międzyczasie przyszła Bożenka z wyrobami cukierniczymi lepszej jakości Nie mogła się powstrzymać od śmiechu na widok kompletnie czarnego ciasta, na którym jak w Pompejach zachowały się pięknie ósemki jabłek, tyle że w formie węgielków. W. zgnębiony, ale przyznał rację, że niepotrzebnie pchał ten klocek do pieca. Drożdżowe ciasto nie wymaga temperatury wrzenia lawy wulkanicznej. Fotek nie zrobiłam, bo W. już i tak stwierdził, że jak to opiszę, to stanie się on obiektem drwin i szyderstw
Pogadaliśmy sobie z Bożenką jak zawsze. Wypiliśmy wino a potem wyjęliśmy komisyjnie dynię z łopatką świńską. No i słuchajcie! Sukces! Mięso wyszło soczyste, delikatne, aromatyczne. Miąższ dyni upiekł się pysznie i przesiąkł ziołami, którymi posypane było mięso. W. odzyskał humor i animusz Ech, faceci
Słońce zachodziło, wieczór był spokojny i ciepły niezwykle.
Uznaliśmy, że dzień był udany pomimo porażek kulinarnych. Zostało jeszcze sporo pracy na dzień następny, a więc bez obawy. C.d. jak najbardziej n. _________________ Zuzanna - miejska i wiejska dżungla :) pomoc dla schroniska In Vino Veritas UŚMIECHNIJ SIĘ | | | iwonaPM | 22.10.2014 21:38:10 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: bxl/lbn
Posty: 3891 #1965478 Od: 2014-7-11
| I bardzo się cieszę ,że jeszcze nastąpi tak to opisujesz ,że mam wrażenie ,że towarzyszę w Waszych wiejskich poczynaniach ,ba nawet czułam zwęglone ciacha i aromat pieczeni Piękne jesienne fotki _________________ Iwkowy ogródeczek Iwkowy ogródeczek II
„Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów.” Isaac Newton | | | Electra | 23.12.2024 16:26:55 |
|
| | | Lusia | 23.10.2014 06:13:19 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Wybrzeże
Posty: 652 #1965565 Od: 2014-9-29
| Widziałam wczoraj, że snujesz wiejską opowieść w odcinkach i wstałam dzisiaj wcześnie rano żeby ją w całości przeczytać. Lubię bardzo Twoje ilustrowane opowieści. Dziękuję bardzo za to, że pozwalasz zajrzeć nam do każdego zakątka Swojego wiejskiego królestwa. Sto lat Zuzanno w zdrowiu.
Dla Ciebie z okazji urodzin jesienne morze
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA
_________________ Pozdrawiam Lucyna fotobajanie utkałam działka na sprzedaż | | | user1 | 23.10.2014 08:11:40 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1394 #1965589 Od: 2014-7-11
| Zuziu, przekaż swojemu W., że absolutnie nikt z niego nie będzie szydził. Wszyscy zapewne będziemy Ci tylko zazdrościć takiego faceta i to bardzo. W tym wypadku, to nie ważne akurat, że mu nie wyszło. To wspaniale, że w taki dzień możesz poczuć się jak królewna, że ktoś Ci ugotuje, upiecze, że się postara. To rzadkość wśród mężczyzn, bo przeważnie Ci nie przywiązują wagi do imienin czy urodzin i w ogóle nie pamiętają dat, rocznic, itd. Niby twierdzą, że czczą kobiety przez cały rok a nie tylko w święto, ale zwykle to tylko czcze gadanie. Ciesz się, bo masz obok siebie wyjątek. | | | Ryszan | 23.10.2014 12:04:55 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Łódź
Posty: 3462 #1965677 Od: 2014-7-19
Ilość edycji wpisu: 1 | Twoja jesienna wieś cudna,a podobno przez porażki do sukcesu...a na cdn czekam,lubie czytać twoje opowiesci. _________________ Ania Moja działka | | | Syringa | 23.10.2014 12:52:43 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 3621 #1965714 Od: 2014-7-11
| Ech, pięknie... Rabaty masz takie bujne i bogate w rośliny wszelakie. No i oczywiście - wszystkiego czego sobie życzysz z okazji...! | | | maria | 23.10.2014 15:03:55 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: śląsk
Posty: 2001 #1965777 Od: 2014-7-13
| Czytając Twoja opowieśś o pieczeniu placków , autentycznie żal mi sie zrobiło Twojego eMa. Tak się starał, dobrze ,ze pieczeń chociaż wyszła , a swoją drogą kapitalny pomysł na tak zrobiona pieczeń Podziwiam każdego mężczyznę , który potrafi działać w kuchni , bo mój pomimo innych zalet, w kuchni jest do niczego _________________ Moja wymarzona działka | | | paputowy_dom | 23.10.2014 15:16:59 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 1646 #1965787 Od: 2014-8-6
| Klara ma minę godną dr Lectera Super pomysł na pieczyste w dyni. Jesienne światło prześwietlające kolorowe liście magiczne. Taką jesień lubię. _________________ wszystko co kocham pozdrawiam justyna | | | lora | 23.10.2014 19:48:32 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Lubelskie
Posty: 4997 #1965949 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 1 | Jasny gwint jak nie wydasz książki to Ci wleję he, he i te zdjęcia mają być w niej cały urok czytania polega na dosłownie siedzeniu w Twoim ogrodzie i podglądaniu co robicie. Zafascynowana jestem Twoim giętkim językiem , z jaka lekkością wprowadzasz nas w swój wiejski świat, nawet te rośliny co pokazujesz to mówią do nas ...prawda jakie jesteśmy piękne, malujesz obrazy kwiatami tak trzymaj . czytam obecnie książkę jednej ze współczesnych pisarek ale brak jej tej lekkości i wprowadzenia czytelnika w jej świat . A Kicia jest niesamowita ma taką minę, że chyba uciekłabym od niej daleko he, he A zapomniałam wykorzystam przepis z dynią he, he tylko zapytam czy dynia była nie obrana? _________________
Świat moich marzeń
Świat moich marzeń 2 | | | Urazka | 23.10.2014 23:24:33 |
Grupa: Użytkownik
Lokalizacja:: Wieś 20 km od Wrocławia
Posty: 2952 #1966064 Od: 2014-8-9
| Jak to miło, że chce Ci się opisywać dla nas Wasze pobyty na wsi w tak zajmujący i barwny sposób. Twoje opowieści czyta się z zapartym tchem i jeszcze te zdjęcia... Pociesz W. że nawet najlepszy cukiernik poległby w starciu z piecem opalanym drewnem jeśli wcześniej nie miałby w tym zakresie solidnej praktyki. Szkoda tylko pracy W. wykonanej dla ucieszenia i uczczenia Ciebie. W tym miejscu pozostawiam dla W. wyrazy podziwu za kulinarny scenariusz obchodów Twojego święta. _________________ pozdrawiam, Janina | | | zuzanna2418 | 24.10.2014 11:19:43 |
Grupa: Administrator
Lokalizacja:: Wawa/lubelskie
Posty: 6009 #1966211 Od: 2014-7-11
Ilość edycji wpisu: 5 | Iwonko jest nam bardzo milo, że możemy Cie gościć w naszym bałaganiku Zwęglone zwłoki ciasta czuć było faktycznie dość intensywnie Lusiu witam Cię serdecznie i zapraszam! Jesienne morze tchnie spokojem. Anito kochana jesteś, ja oczywiscie starałam się przekonać W., że kunszt kulinarny nie ucierpiał tylko dlatego, że piec był rozgrzany do czerwoności Ale wiesz, jak to jest: nastawił się, wyobraził sobie efekt a tu masz... Na szczęście będą kolejne okazje do okiełznania pieca. Aniu wczoraj nie udało się dopisać ostatniej części, bo oblewaliśmy (dosłownie i w przenośni) zakup samochodu. Ale zaraz coś skrobnę, bo na razie w pracy ogarnięta jestem. Bea faktycznie, rośliny sadzone tu i w miejskim różnią się znacznie siłą wzrostu na korzyść wsi. Owcza i krowia kupa sprzed lat robi swoje Dzięki za życzenia! Marysiu W. śmiał się, ze pomysł z mięsem zapieczonym w dyni to trawestacja hrabalowskiego opisu z książki "Obsługiwałem Angielskiego Króla", gdzie jedna z potraw przyrządzonych na przyjecie był wielbłąd nafaszerowany innym mniejszym zwierzakiem, tez z kolei jeszcze mniejszym i te pe, czyli taka baba w babie Tu z uwagi na koniecznosc ograniczenia liczby "bab" mamy świnkę w dyni Justynko naprawdę dobrze wyszło to mięsko! A słoneczna jesień jest ogromnie fotogeniczna Kicia z miną standardową , ale jak wspominałam nie należy jest zbyt dosłownie odczytywać. To naprawdę miły i pogodny kot Misiu zimą mamy z W. plan napisania czegoś w rodzaju książki. Wydanie raczej będzie trudne, ale możemy kolportować w drugim obiegu w odcinkach Dynia była w skórze, która się lekko przypiekła,ale miąższ był mięciutki i aromatyczny! Janeczko Cieszę się bardzo, że tak to oceniasz, bo niezwykle trudno jest mi ująć w słowo pisane te wszystkie nasze emocje i atmosferę kolejnych dni. Często czytam to, co napisałam i wydaje mi się, że tak to jakoś płasko wychodzi; "zrobiliśmy to a potem tamto", nie ma tego czegoś "co nam w duszy gra" . Ale będę się starać
W poniedziałek, jak już wspomniałam, było jeszcze sporo pracy do wykonania a i dzień pobytowy krótszy, gdyż W. postanowił zajrzeć w drodze powrotnej do jednego z komisów w Siedlcach i obejrzeć jeden z wypatrzonych w necie samochodów. Zatem cz. IV będzie pracowita i w zasadzie dość monotonna z uwagi na mało zróżnicowaną aktywność, polegającą głównie na kopaniu dołków pod rośliny. Zaczęliśmy jednak od zakupów, ponieważ przywieźliśmy 4 azalie, które wymagają kwaśnego podłoża. W szkółce w Wisznicach dostaliśmy, co trzeba, dokupiliśmy jeszcze jakieś produkty spożywcze i ruszyliśmy do prac ziemnych. Ja zaczęłam od zebrania warzyw, które W. wykopał dnia poprzedniego. W zasadzie były to głównie marchewki oraz buraki.
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
O ile buraki jeszcze jako tako trzymają standardy, to jeśli chodzi o kształt marchewek, to każdego unijnego urzędnika przyprawiłyby o stan przedzawałowy
Niestety znakomita większość buraków i to te co większe sztuki zostały częściowo skonsumowane przez gryzonie
Pomstując na te zębate stwory sortowałam nasze plony i cieszyłam się jednocześnie z pięknego, słonecznego dnia, choć chmury od czasu do czasu napływały strasząc ewentualnymi opadami.
Pietruszka taka z pierzastą nacią pięknie wygląda. Ona dobra jest i po wykopaniu spod śniegu, więc zostaje na grządce.
Warzywnik po ogołoceniu z tego, co da się zjeść wygląda jak po cyklonie...
Nie było już jednak czasu na porządki. Jeśli w listopadzie pogoda pozwoli, uprzątniemy teren i może jeszcze uda się posiać warzywa, które wzejdą wiosną. Niestety miejscami perz wybija pomimo wojny chemicznej i żmudnej dłubaniny manualnej. Po wybuchu jądrowym chyba też by przetrwał
W. zaczął kosić frontowy trawnik usytuowany pomiędzy płotem a Albiczukowskim. Ja z grabiami szłam za kosiarzem i uprzątałam teren wykorzystując trawę jak zwykle do ściółkowania terenu wokół krzewów. No i tak to z grubsza wygląda. Fotograf stoi tyłkiem do płotu frontowego (z lekkim skrętem tegoż tyłka w kierunku wschodnim)
Z zadowoleniem stwierdziliśmy, że nasze trawy ozdobne jednak postanowiły zaakceptować siedlisko i w przyszłym roku powinny wyglądać całkiem ładnie. Kilka z nich zachowało etykiety (albo wciąż walające się w pobliżu doniczki, w których przyjechały) , więc dla zainteresowanych wklejam ich zdjęcia:
Z pewnej perspektywy wygląda to tak:
Tego rozpoznacie bez trudu.
I jeszcze raz kępa kosmosów.
Weszłam do domu, żeby sobie gardło przepłukać. Jak widać, niektórzy już nieludzko zmęczeni zrobili sobie przerwę
W. zakończył koszenie i zabrał się za sadzenie większych egzemplarzy roślinnych.
Ja poszłam z małymi bylinami na ziemie odzyskane, czyli na te dwa ostatnio obsadzone poletka i po posadzeniu roślinek w wolnych miejscach, powtykałam znaczniki z nazwami. Generalnie mieliśmy kilkumiesięczny problem, który wydawał się nie do rozwiązania niczym Węzeł Gordyjski: otóż w domu warszawskim mieliśmy permanentny niedobór znaczników, za to dwa markery do opisywania roślin. Na wsi znaczniki się znalazły, za to występował brak czegoś sensownego do pisania na nich. Sami widzicie, że sytuacja patowa . Ale geniusz ludzki zwyciężył i... W. zakupił flamaster do płyt CD w Wisznicach! Dodam, że planujemy dokupić znaczników do ogrodu miejskiego
Przywieźliśmy dwie róże, które kurier dostarczył w momencie, kiedy W. pakował się do wyjazdu po mnie na lotnisko. W. zatem wrzucił pośpiesznie pudło do samochodu nie zwracając uwagi na zawartość i tak róże znalazły się na wiosce. Ja raczej planowałam umieścić je w miastowym, no ale skoro przyjechały postanowiłam zaryzykować i posadzić je w strefie teoretycznie bardziej niesprzyjającej klimatycznie. To był mój pierwszy zakup w sklepie Starkl i mam pewne obawy, poniewaz róże są z gołym korzeniem, który to korzeń wyglądał dość mizernie, okropnie poprzycinany przed wysyłką. Różę Kew Rambler posadziliśmy przy jednej z jabłoni, ponieważ ma długie przewisające pędy, jak sama nazwa wskazuje i jak raz nadaje się na obrośnięcie starego drzewa.
Zalaliśmy solidnie wodą, bo ziemia sucha jak pieprz.
Druga róża Elfe poszła pod spichlerz, tam jest miejsce osłonięte i ciepłe. A ziemia to czysty obornik! Mam tylko wątpliwość, czy nie za blisko budynku posadziliśmy. W. twierdzi, że skoro ma mieć w spichlerzu docelowo Izbę Sinobrodego, to niech mu różyczka ozdabia front.
Usiedliśmy na chwilę na zaimprowizowanej ławeczce (dwa pniaczki i decha) i patrzyliśmy przed siebie jak cielę na oborę
W. wydłubał kolejny dół, tym razem pod głóg, który ma nienormalnie duże owoce, stąd nazywa się wielkoowocowy. Spodobał nam się swego czasu na naszego znajomego w ogrodzie. Tym samym obok dereni, forsycji i głogu dwuszyjkowego rosnącego od studni wzdłuż dojazdu do stodoły mamy jeszcze jednego badyla O takiego:
Tu słabo, ale trochę widać przy sporej dawce wyobraźni tenże szpaler krzewów po lewej stronie alei wjazdowej. Niektóre byłyby już całkiem dorodne, gdyby nie spotkanie z kosą spalinową W. No, ale co ich nie zabije, to podobno wzmocni
Podumałam nad cebulkami przywiezionymi z Warszawy i ostatecznie zadecydowałam, że tu do ziemi pójdą tylko lilie drzewiaste zakupione na Święcie Kwiatów,Badyli i Robali w Skierniewicach. Reszta jednak wróci do miasta, bo chciałabym jednak oglądać je wiosną w rozkwicie, a tu jesteśmy raz na miesiąc i mogę się nie załapać. Obcięłam liście mieczykom, cebule zapakowałam do siatek nylonowych i zawiesiłam do wysuszenia w sieni. W. tymczasem wyrył potężną norę pod azalie i wywalił do niej wór torfu kwaśnego. Wymyślił sobie, że posadzi je w grupie, która zarówno w fazie kwitnienia jak i przebarwiania jesiennego będzie stanowić pstrokatą plamę. W grupie mamy odmiany następujące:
Krzewy zostały wetknięte w norę, posypane kolejnym worem torfu wymieszanego z glebą rodzimą.
Wszystko oczywiście pod ścisłym nadzorem i czujnym okiem fachowca od kopania nor
Fachowca trzeba było chwilowo uziemić, bo przyszła kicia tambylcza i dostała obiad.
Czas biegł nieubłaganie, trzeba było jeszcze podlać całe towarzystwo solidnie. W. w ostatnim etapie sadzenia powiększył naszą plantację malin o 10 kolejnych krzewów.
A na niebie działy się takie oto rzeczy
Czas był najwyższy na pakowanie gratów, ogarnianie domu i przygotowanie do drogi powrotnej. Zjedliśmy resztki ogórkowej, pozbieraliśmy śmieci do wywózki, odczytaliśmy licznik wody, co wiązało się z mozolnym wydłubywaniem klapy do piwnicy, która zaklinowała się w otworze. Przed spuszczeniem i zakręceniem wody z obawy przed mrozami wykąpaliśmy się, następnie zainstalowaliśmy zwierzaki w samochodzie. Wyskoczyłam jeszcze pożegnać się ze słońcem.
Koniec godnego życia. Do następnego razu!
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA
_________________ Zuzanna - miejska i wiejska dżungla :) pomoc dla schroniska In Vino Veritas UŚMIECHNIJ SIĘ | | | Electra | 23.12.2024 16:26:55 |
|
|
Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!! |
|