Rozmowy przy kawie (39) |
Dzień nadal zimny i wietrzny. Muszę pisać oględnie, bo przy logowaniu ostrzeżono mnie, że jestem niezabezpieczona i moje dane mogą być użyte przeciwko mnie. Mając na względzie mą rosnącą popularność [we wsi] mogę spodziewać się jakiejś propozycji ze strony gminnej administracji [stanowiska np. rzecznika prasowego gminy] , zatem słowa moje winny być wyważone i przemyślane. Panie uczycielki uspakajam. Do nijakiego przewrotu nie doszło. Strasznie wczoraj wiało i wywiało prund w świetlicy. Zapadły egipskie ciemności i nastał tumult. Najszybciej ewakuowała się panawójtowa ekipa , zapewne podejrzewając iż rozsierdzeni rolnicy mogą pod osłoną ciemności naruszyć nietykalność władzy. Wieki temu miałam wykłady jak opanować zbiorową histerię i panikę ale nijakiej histerii nie było. A wręcz przeciwnie. Chyba się podskubywali , bo panie chichotały zachęcająco a panowie jurnie porykiwali. Wiosna. Dla bezpieczeństwa wlazłam prawie za kominek i przeczekałam ewakuację. Mogłam pod stół prezydialny ale bałam się, że pomyślą , że to wójt. Jako , że w sytuacjach zagrożenia mózg zachowuje się różnie, mój przypomniał sobie Konopielkę i sławetne zebranie w Taplarach. Ktoś szalejący w ciemności nawet pierdnął ale nie tak mocno bo i dietę ludzie inną mają. Kiedy się już wyludniło, wylazłam zza kominka i ciemną drogą , która jednak nie będzie ciemną uliczką doszłam do mojej oświetlonej main street. W domu szykowali się do wyjścia mi naprzeciw z latarką. Ale widząc matke całą, zdrową choć nieco przykurzoną od komina [kto i za ile sprząta świetlicę ?] poszli uruchomić agregat ,żeby nie padł piec. Potem siedziałam i myślałam. O panu Młynarskim też. O wielu ludziach, którzy odchodzą w różny sposób i ich nie ma. Dobrego dnia. |