Wiejski eksperyment Pat - walki z żywiołem rok szósty :)
Fejsbuk to jest jednak przydatne narzędzie - dziś mi przypomniał, że równo 5 lat temu R. furgonetką wyładowaną naszym majątkiem ruszył w pionierską wyprawę na zachód. Myśmy z Flo i prenatalną Sarą dołączyły 2 lub 3 tygodnie później i się zaczęła wielka przygoda. Z tych pierwszych tygodni pamiętam magiczny miks emocji: niesamowite poczucie szczęścia, że właśnie spełnia się moje wielkie marzenie i totalną panikę z tego samego powodu. Mam w oczach widok malutkiej Flo zaryczanej na kanapie, gdy na pytanie, kiedy wracamy do naszego domu, odpowiedziałam, że to jest teraz nasz dom, mam w pamięci swoje przepłakane noce i myśli, ze to był jednak kosmiczny błąd. Ale pamiętam też pierwsze zachwyty ogrodem, który wówczas ogrodu nie przypominał, bo wyglądał z grubsza tak:







zauroczenie maleńkim miasteczkiem gminnym, wypatrywanie widoku gór ze strychu. Płacze, wątpliwości i paniki minęły, ale zachwyt pozostał. Nie jest różowo, czasami bywa bardzo trudno, ale nigdy potem nie dopadła mnie już myśl, że może trzeba wracać do miasta. Tu jest moje miejsce, to jest ta wieś, do której całe życie tęsknił mój dziadek i tę tęsknotę najwyraźniej mi w genach przekazał. I choć się tu nie urodziłam, chciałabym tu umrzeć... przeżywszy możliwie wiele szczęśliwych lat aniołek


  PRZEJDŹ NA FORUM