W środę przywitała nas sikorka, śpiewająca na dębie. Ja tam jeszcze nie mam żadnych wiosennych kolorów, którymi mogłabym się teraz pochwalić. Generalnie jest szaro-buro-beżowo, ale przynajmniej śniegu nie ma, a to już jest coś. Wszędzie widać sarnie bobki, nazbierało się tego tej zimy! A kopce i kretowiska wywalone są zwłaszcza przy naszych nasadzeniach. Jest bardzo wilgotno, kępy butwiejącej trawy uginają się jak gąbki, ale zaryzykowaliśmy i zjechaliśmy z asfaltu na nieutwardzony grunt. Jednak nie zapuszczaliśmy się w głąb działki. Na szczęście udało się nam potem wyjechać bez przygód.
No, to co by tu? Może panorama na początek.

Teraz pokażę to, czego pokazywać nie lubię i unikam, ale w ramach gorączki wycinania drzew sąsiad wychlastał wszystkie sosny, które rosły przy naszej wspólnej miedzy. W cieniu tych sosen mieliśmy fajny zakątek: jedyny, w którym mogły rosnąć rośliny cieniolubne. A i my z tego korzystaliśmy, samochód się tam nie nagrzewał w lecie i przyjemnie było usiąść i się czegoś napić.

No a teraz mamy taki widok na obdrapany blaszak, kojec dla psa i skład opału. Co gorsza nasza wierzba też została niefortunnie zasadzona, tzn. patyk wetknięty w ziemię - nad gazociągiem. I też będziemy musieli ją eksmitować. Nad wierzbą zbytnio nie płaczę, bo potnę ją na kawałki i wszystkie wetknę w nowe miejsca, powinna szybko się ukorzenić.

Więc nie ma się co oglądać i trzeba swoje drzewa sadzić. Ale tymczasem, zanim urosną, dobrze by było gdzieś się w cieniu schronić przed słońcem, gdy przygrzeje. A że teraz nie ma jeszcze liści i widać wyraźnie drzewa, to skorzystam i przedstawię Wam nasz zagajnik samosiejek: dęby, brzozy, osiki, parę sosen, od niedawna również jakiś jarząb i czarny bez. Niektóre zostaną z czasem racjonalnie wycięte, żeby mogły rosnąć w siłę pozostałe.






Ktoś tu chyba gniazdo sobie szykuje:

W dole, pod zagajnikiem, mamy takie niemalże bagienko nad strumykiem, porosłe sitowiem.

A z brzegu zagajnika mamy dzikie jeżyny.

A teraz rośliny ogrodowe. Zaskoczył mnie ciekawy wzorek na pączkach rozchodnika. Dostałam go od forumki z FO, jeszcze nie wiem, co z niego wyrośnie.

Proso bardzo dobrze zniosło tę zimę bez żadnego wiązania, tzn. nie rozpirzyło się całe na wietrze.

Ale w tym roku nie okryliśmy piwonii krzewiastych i obawiam się, że pąki zostały mocno uszkodzone przez mroźne wiatry. No, sama nie wiem co to z tego będzie. Zobaczymy w maju.

No i dwie wielkie Veilchenblau wyglądają na zdechłe. Mają ciemne pędy, a powinny mieć zielonkawe. Na pewno nie od mrozu zdechły, bo one nie z tych delikatnych. A to znaczy, że karczownik je obżarł od spodu. Ciekawe, czy dadzą radę się ukorzenić od nowa? (W zeszłym sezonie róża 'Kazanlik' dała radę się zregenerować po takim unicestwieniu. Sama nie mogłam w to uwierzyć.)

Wracając do miasta, mieliśmy taki widok na wieczorne niebo:


 |