Rozmowy przy kawie (37) |
aguskag pisze: Anitko, właśnie... a podaj jakieś konkrety! Pamiętam jak godzinami wysiadywałaś przy piecu i całą zadymę z instalacją nowego. Ciekawa jestem co jaki czas teraz musicie do niego zaglądać, czy oszczędności większe niż na tamtym, czy nie wygasa nocą?? Aguś, o oszczędnościach póki co trudno mówić. Za krótko używamy. Przy piecu już wysiadywać nie muszę. Pracuje bez wygaszania praktycznie. Co kilka dni trzeba przeczyścić dokładnie, żeby jedno miejsce w piecu nie było zasypane, bo kocioł wtedy dymi (to jest dolniak). Opanowaliśmy wczoraj wycieki. Mężuś sam usiadł, spuścił wodę, polutował, na spokojnie. I największy wyciek jest naprawiony (ciekło mocno), reszta to drobniutkie, poczekają. Temperatura jest w miarę stała, stabilna. Nauczyłam się tak dorzucać, żeby nie było za gorąco. A dziś dostałam kolejną lekcję, bo wyłączyli prąd na ponad 2h a P. rano rozbuchał go i podłożył konkretnie. Poodkręcałam grzejniki ma max, ustawiłam zawór na grzejniki na max, klapkę zamknęłam, miarkownik odłączyłam (wszystko wg mężowskich instrukcji) i czekałam w strachu, patrzyłam jak temp rośnie, stres był. I co? Kazał mi sprawdzić grzejniki na górze, a one gorące były. Pytam się, co to oznacza. A no to, że grawitacja poszła. I niech się cmokną wszyscy co szydzili, że instalacja jest dziwna, źle zrobiona. ![]() Nocą robi się chłodniej nad ranem, ale nie wygasa. Wystarczy przerusztować, dorzucić i to wsio. Jedynie na węglu jest trochę problemów, bo to kocioł na drewno i na nim najlepiej pracuje. Z węglem trzeba uważać, bo jak się zapcha wymiennik (chyba, nie wiem jak to miejsce się nazywa), to jest klapa na całego i dymu kupa. Powoli się uczymy. I muszę bardziej ufać mojemu P., bo to nic, że inni na czymś zęby zjedli, a on coś robi pierwszy raz. ![]() Dzień dobry. Jak sobie usiadłam, żeby poczytać, to prąd zabrali. To teraz mogę poczytać na spokojnie. I zaraz do roboty, bo jutro mam gośći. Muszę ogarnąć chałupkę i jaki placek zrobić. |