Rozmowy przy kawie (33) |
mariaewa pisze: Trochę uporządkuję. Zaburzone wydzielanie min. galaniny , nie powoduje tycia. Tyjemy poprzez nadmierne jedzenie, głównie potraw tłustych , na które mamy ochotę odczuwając wzmożone uczucie głodu. A to wina pewnych hormonów. Galaniny oczywiście też. Tycie to zbyt wiele kalorii a nie określony poziom pewnych hormonów. Doprowadzenie do normy powoduje spadek " zainteresowania " organizmu jedzeniem. Przestaje być oszukiwany. Cóż niech i tak będzie. Lepiej jednak zaczęło mi się żyć, kiedy po kilku latach wmawiania mi przez poprzedniego endokrynologa, że tyję bo żrę cuda na kiju, nowy lekarz zlecił badania w kilku kierunkach i powiedział, że nawet od suchego chleba i wody będę puchła i odkładała kilogramy. Nienawidzę mięsa i tłustego jedzenia. Kilka miesięcy temu przeczytałam tu, że "stukilogramowe wieloryby...." tak, ważyłam trochę ponad sto kilogramów i strasznie zabolało. Pewnie nie bolałoby gdybym rzeczywiście żarła te tłuszcze i dopychała słodyczami przez ostatnie 40 lat. Nic to, trzeba się trzymać obranego celu i iść do przodu, ale nie zamierzam się znowu gnębić myślami, że utyłam bo siedziałam i żarłam. Patrzę na te panie odchudzające się moim systemem i nie rozumiem ich ponieważ one ważą po 140-160 kg i żyją od posiłku do posiłku, nie potrafią zająć się czymś sensownym bo ciągle patrzą na zegarek i liczą minuty, kiedy znowu się najedzą. Dla mnie jest to coś dziwnego i w ogóle nie do przyjęcia bo siadam - jem co mam zalecone, a potem zajmuję się swoimi zainteresowaniami czy pracą i bywa, że przez przypadek zerkam na czas i już muszę jeść kolejny posiłek. Nie odczuwam głodu czy dyskomfortu jak inne osoby. Młode dziewczyny przed 30-tką piszą, że nie umieją żyć bez tłustej karkówki, bez frytek i w ogóle jedzenia fastfoodowego. To jest dla mnie niezrozumiałe i nawet nie podejmuję z nimi dyskusji bo znając siebie byłabym niemiła - no taki typ ze mnie. A teraz zmykam do swojej rozmowy z tzw. umarlakami czyli do poszukiwań przeszłości. |