Rozmowy przy kawie (33) |
Dzień dobry! Tu słoneczko, ale w lesie ślisko na mokrych liściach i z drzew jakieś kawałki lodu spadają. Po powrocie z biegania omiotłam okolicę z igieł modrzewiowych, poustawiałam donice z sadzonkami pod biskupinem, naniosłam drewna do pieca i rozpaliłam ogień. W. wczoraj przyprawił mnie prawie o zawał. Został zaproszony do znajomego leśniczego na Andrzejki. Stwierdził, że wódki się nie napije, bo nie będzie miał go kto odwieźć do Warszawy. No to ja mówię, żeby nocował u siebie w lesniczówce, tam go ktoś podrzuci. W. zadumał się nad tym pomysłem, ale ostatecznej odpowiedzi nie udzielił. O 23.00 uznałam, że został w lesie, więc poszłam spać. Obudziło mnie w środku nocy walenie w okna i jakieś głuche porykiwania. Prawie zasikana ze strachu leżałam w ciemnościach nasłuchując, a walenie nasilało się. Wreszcie z porykiwań wyłowiłam coś na kształt "Zuuuuziuuuu, otwóóóóórz". Był to oczywiście W., który na moje histeryczne "ochu...łeś???"(to a propos naszych wczorajszych dyskusji o przeklinaniu), wyjaśnił, że kluczem nie mógł się posłużyć, bo coś się tam rzekomo w zamku zacięło. Trzeźwy był. Aniołek, kurza jego niemyta twarz... ![]() Justynko klaryso listopad masz jakiś niefartowny. Ale to już końcówka miesiąca. Najważniejsze, żeby Ci kopytko wróciło do pełnej sprawności. Pat bardzo dobrze, że Flo ma radochę z tych koni. To świetne ćwiczenie i psychiczne i fizyczne. Żałuję, że W. zarzucił jazdę, bo zawsze go to bardzo odprężało, no i brzucha nie miał. Misiu miłego gościowania! |