Rozmowy przy kawie (32)
Bardzo mi się podoba spiżarnia Justyny i przyznam, że poza jabłkami mam podobnie. A jabłek nie mam, bo drzewka młode, a poza tym jedna jabłonka jak wiecie rozpłaszczyła się na ziemi po ulewach i ja reanimuje. Po to jednak musiałam jej zerwać wszystkie jabłka, jeszcze jak były niedojrzałe, by się dodatkowo nie wysilała. A druga, zresztą złota reneta,miała słownie 4 jabłka, które zamiast wsadzić do spiżarni / jak uczy zdjęcie oczko / nierozważnie zjadłam taki dziwny
Co do dylematów kuchennych Mesi ja tam jestem zwolennikiem i to wielkim indukcji. 4 różnej wielkości pola, zakres grzania od 1 do 9, jak chce szybko, mam szybko, jak chce wolno, daje 1 i sobie pyrga leniwie. Zużywa śladową ilość prądu, świetnie się myje, nie niszczy garnków jak gaz. Jest tylko jedna rzecz, która jest lepsza. Babciny piec z blachami, pod którym się paliło. Ugotowałaś, zestawiłaś "na kraj" (tak się u nas mówi, w końcu góralką jestem jęzor ) i mogło czekać i pół dnia na spóźniających się domowników.
Za oknem mży, a ja bohatersko umówiłam się na zmianę opon. W końcu codziennie rano jest już temperatura minusowa i jak poleje, to nie pojadę, tylko posunę, a dokładnie przysunę w jakiś płot, czy coś innego. Letnie zresztą idą do wyrzucenia, bo to był ich ostatni sezon. A na 13.30 jadę na dworzec po me osobiste dziecię. O 17 msza za dziadków (obecność obowiązkowa, ciekawe, że tylko dla mnie, ale do mnie inną miarę mama przykłada smutny ) Potem goście. Wczoraj upiekłam ciasto i mięso na dzisiejszy obiad, bo inaczej nie było szans zdążyć. Będzie za pracowicie jak na sobotę diabeł Życzę Wam słonka bardzo szczęśliwy może się uda...


  PRZEJDŹ NA FORUM