Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie... |
zuzanna2418 pisze: Ten wątek służyć ma podzieleniu się własnym doświadczeniem w odchudzaniu. No to tak - mam na imię Kasia i jestem uzależniona od ciastek i pizzy. Osiągnęłam swoje dno. Czasami zastanawiałam się czy aby na pewno nie jestem w ciąży, bo brzuch na to wskazywał. W listopadzie ubiegłego roku zaczęłam "coś z tym robić" i z zamiarem schudnięcia 5 kg w ciągu 3 m-cy (wiem, mało ambitnie ale dla mnie byłoby ok) intuicyjnie opracowałam sposób na siebie. Nic odkrywczego - zero cukru, liczenie kalorii (limit 1500 kcal) i ruszanie się czy trzeba czy nie trzeba (ale takie na użytek codziennych czynności, bo do sportu nie mam melodii). Co drugi dzień na piechotkę do pracy (kilka kilometrów), ignorowanie wind, jak zabrakło śmietany do obiadu, to nie wyręczałam się dziećmi, tylko sama do sklepu, jak w pracy było trochę przerwy, to szłam na schody i parę razy góra - dół itp. Nie potrafię dziubać, jak ptaszek, lubię zjeść. Liczenie kalorii i ciśnienie na duże porcje wymusiły zmianę składników - warzywa, cycek kurczaka itp. Było do syta. Waga spadała szybciej niż myślałam, bo 1 kg tygodniowo i fan z jedzenia (ech, gdzie te drożdżówki, lody, czekoladki, kawy mrożone z bitą śmietaną, porządna jajecznica na bekonie, pizza...) CZĘŚCIOWO rekompensowała mi przyjemność z zapinania paska na kolejną dziurkę. Trzy miesiące wytrzymałam, tak jak sobie postanowiłam, i 12 kg "pękło". Plusy były widoczne, kiedy byłam ubrana. Minusy widziałam ja i mój mąż (słowem się nie zająknął ale musiał widzieć). Smutno mi się robiło na widok brzucha i piersi. Normalnie wstyd się pokazać na golasa. Może to moje ciało ma takie właściwości, no i wiek też nie pomaga (44 lata). Stopniowo, z ostrożna, z RADOŚCIĄ wróciłam do ulubionego menu - gotowane jajeczko z majonezem na białym chlebku z grubą ilością masła itp. no i desery, co to nie zastępują deserów, tylko nimi są. Od tamtej pory przybyły 4 kg (dla mnie to "tylko", bo myślałam, że na takim korytku przez kilka miesięcy będzie więcej). Październik zatem teraz dietowy. Pewnie zrzucę te 4 kg jakoś tam ale niestety już z radością myślę o tym, co będzie kiedy zdejmę z siebie ten rygor. Rozpisałam się. Widać, że temat mnie głęboko dotyka. Kto to będzie chciał czytać? |