No właśnie - sterylizacja, a zasadniczo jej brak, to clou problemu. U mnie na wsi jest całkiem sporo naprawdę przyzwoitych ludzi, którzy karmią swoje i cudze i widać, że mają do tych zwierzat serdeczny stosunek, ale jakiś taki fatalizm i zabobonność z nich wychodzi jak zwierzę chore albo trzeba by wykastrować i jak jeden mąż twierdzą, że zwierząt się nie leczy i nie sterylizuje, bo to nienaturalne A tak brak steryizacji też częściowo odpowiada za niską przeżywalnoć kotów wolno bytujących, bo marcujące kocury gnają na oslep pod koła aut, albo wdają się w utarczki z kimś/czymś większym od siebie, a kotki rodzące na okrętkę też starości nie dożywają Ale to tak można w nieskończoność, ja sobie dałam spokój z nawracaniem, bo widzę, jak mi kółka na głowie kręcili za plecami, że muszę być szalona i bogata, kastrując wszystkie koty, które do mnie przyjdą... Na razie od dwóch lat jest spokój z nowymi, za to moja trzódka narobiła sobie kupę znajomości w okolicy i czesto widzę, jak w ogrodzie leżą pokotem moje i cudze (domowe, bo zadbane i nażarte) i mają wczasy
Fajne drzwi przywiozłam, trochę do robienia, ale ładną formę mają. Przy okazji z handlarzem pogadałam, może mu część swoich mebli sprzedam, bo sama ich do końca życia nie przerobię i może pogadam z nim czy by mi nie oczyścił tych, co zostają, bo jednak czyszczenie sodą daje dramatycznie lepsze i szybsze efekty niż opalarką... |