Witajcie wszyscy. Ale się wściekłam. Syn znalazł przedwczoraj w lesie wychudzoną kotkę z 2 młodymi. Kotka lgnie do ludzi, ale młode zupełnie dzikie. Ganianie o 21.30 po ciemnym lesie za czarnymi kotami skutkowało rozcięciem głowy i powrotem bez kotów. Wczoraj w dzień złapaliśmy te koty i tu zaczynają się schody. Gmina mimo że powinna, kotów nie weźmie, bo twierdzi, że nie ma kasy. Pobliska fundacja nie weźmie bez szczepień i kwarantanny, bo dopiero mieli falę zachorowań i się boją. Ja mam 2 koty i 50 kg psa i 4-osobową rodzinę w 3 pokojach i też już ich nie mogę zatrzymać (kotów znaczy, bo rodzinę chyba jednak zatrzymam) . Karmię je, kotce dałam tabletkę przeciwko rui i nie wiem, co dalej. Odwieźć do lasu, gdzie niedawno zdziczałe psy rozszarpały jednego kota - rezydenta wysypiska odpadów? Rodzina i znajomi zakoceni, nikomu już nie wcisnę, a poza młody to dzikus, nie nadaje się jeszcze do ludzi, musi się zsocjalizować. Co się robi w takich przypadkach? Mam podrzucić gminie pod drzwi, czy co? |