U Mariiewy boćki, a u nas papugi. No może nie u nas, ale całkiem blisko. Ku mojej wielkiej radości ptaszniki powędrowały (zostały zawiezione) do pobliskiego zoo. Kiedy panowie załatwiali sprawę, przypatrywałam się robiącym ogromny raban ptaszorom. Jeden z nich krążył wokół posesji.
Potem chyba postanowiła wrócić do domu...
Tłumaczeniom nie było końca.
Poszło na dzioby i pazury.
Zamknięcie dzioba.
I konstruktywna rozmowa.
Dla wiadomości zainteresowanych. Ptak, zawołany przez właściciela, wleciał do pomieszczenia i od zaplecza wszedł do woliery. Został powitany radośnie przez partnerkę. To podobno wieczorny rytuał... Utracjusz wraca pod opiekuńcze skrzydła...
|