Wracając do naszej okrągłej rabaty - na obwodzie pomiędzy krzewami wymyśliłam, że zrobię dołki, które wyłożę siatką nierdzewną, pod to drenaż z piachu i żwiru, do środka ziemia workowa wymieszana z naszą gliną, żeby była przepuszczalna, ale też nie wysychała szybko na pieprz - no i cel był taki, żeby nie bawić się w sadzenie lilii czy innych cebulowych do doniczek, tylko do tych dużych dołków.
Bo okazało się, że tulipany, hiacynty i in. w donicach są jednoroczne (najwyżej dwuletnie) - bez wykopywania i dzielenia marnieją i zanikają, zapewne chorują i gniją, bo mają za mało miejsca. Lilie znoszą donice dość dobrze, ale i tak trzeba je co dwa, maksymalnie 3 lata podzielić, a wyjęcie ich z donicy wcale nie jest łatwe. Tu kępa lilii w donicy na początku 3. sezonu (przyczyna przypadkowego zatrucia Bazyla, ale z kotem już jest dobrze):
Potwierdziła się też zasada, żeby nie sadzić tulipanów blisko lilii - ja tak zrobiłam w jednym miejscu i po sezonie jedne i drugie zmarniały i zachorowały.
Jakiś czas temu rudy kocurek, który - w końcu się dowiedzieliśmy - nosi imię Tośka (dzieci sąsiadów nie przejmowały się określaniem płci u małego kota), przyprowadził do nas drugiego młodszego kolegę - Burka, oto on:
Burek najpierw był trochę nieufny, ale potem też już łaził za mną lub siedział pod bukszpanami i obserwował działkę sąsiadów z ukrycia.
A wracając do Tośki, którego będę zwać Tośkiem: ma ciekawą dietę. Lubi bardzo ziemniaki z ogniska, kawałki chleba z naszych kanapek. Natomiast absolutnie nie tknął kociego żarcia z puszki, którą kiedyś M. dla niego kupił gdzieś po drodze w sklepiku. Pomyśleliśmy, że to żarcie musi być wyjątkowo paskudne, skoro nawet wiejski kot tego nie tknął. Ale na próbę daliśmy to naszym domowym kotom, i - o dziwo! - opchnęły bez wybrzydzania, a dodam, że Bazyl to z tych, co to głównie świeże mięcho by jadł.
No to teraz irysy - zakwitło mi w tym roku po raz pierwszy kilka odmian, które zdobyłam m.in. od zaprzyjaźnionych forumowiczów:
- a te są od mamy
No i nasze kilkuletnie: to jakaś oporna odmiana, bo nie przeszkadza im, że ich kłącza nie mogą się wygrzewać na słońcu i są zasłonięte przez inne rośliny, na dodatek rosną w miejscu niezbyt suchym.
W tym roku, wiosną, przygotowaliśmy kosaćcom nową rabatę - taką spulchnioną, podwyższoną i z dodatkiem piasku, ziemi z worka oraz węgla drzewnego - może to ograniczy trochę chorobę ich liści i pomoże kłączom - w końcu glina nie jest wymarzonym miejscem dla kosaćców. M. przekopywał na dwa sztychy:
|