Januszu dokładnie tak jak napisałeś: ma się wrażenie delikatnej błękitnej mgiełki unoszącej się nad ziemią. Sam las robił wrażenie, jakby tam elfy mieszkały. Aniu wszyscy zgodnie wytrzeszczyliśmy oczy na ten widok  Bea no właśnie, W. zabrał ze sobą dzieło angielskiej pani antropolog pt:"Przejrzeć Anglików - ukryte zasady angielskiego zachowania". Świetna książka. Wynika z niej m.in., że rozmowa o pogodzie, która pojawia się najczęściej jako temat small talk'u, to po prostu sposób na pierwsze przełamanie oporu przed nawiązaniem kontaktu. Jest temat - można zamienić niezobowiązująco kilka słów 
Druga podróż, już w towarzystwie mojego angielskiego kolegi z Ipswich (oryginalnie z RPA) odbyła się w piątkowe popołudnie, gdy mogłam już zrelaksować się po wykładach. Pojechaliśmy do Bury St. Edmunds, pokonując kolejne ronda, na których W. siedzący na siedzeniu pasażera czyli tam, gdzie normalnie znajduje się siedzenie kierowcy, zamykał oczy ze strachu  No, ale wyobraźcie sobie wjeżdżanie na rondo skręcając w lewo!
W mieście, które słynie z browaru i cukrowni, ale przede wszystkim z historycznych budowli: pozostałości opactwa, katedry i ogrodów opactwa. Opisy historyczne wskazują na postać Świętego Edmunda, króla wschodniej Anglii, który został zabity w 869 r. przez Wikingów nie chcąc wyprzeć się wiary chrześcijańskiej. Legenda głosi, że jego głowę odnaleziono w zupełnie innym miejscu niż zwłoki. Pilnował jej wilk, który oddał głowę ludziom władcy, a głowa cudownym sposobem przyrosła do ciała.
Ruiny Opactwa, gdzie kiedyś istniał jeden z najbogatszych klasztorów Benedyktynów.


Brama Opactwa


Katedra od strony ogrodów


i ogród








Katedra z mniejszej odległości


Do katedry wleźliśmy trochę nie w porę, bo właśnie odbywał się tam koncert pieśni religijnych.
Poczekaliśmy na jego zakończenie i weszliśmy ponownie. Powitał nas mocno starszy, wysoki nobliwy pan w jakichś szatach będących chyba jakimś strojem duchownego, który wręczył nam broszurki o Katedrze i życzliwie zagadnął skąd jesteśmy. Stwierdził, że nie domyśliłby się, że jestem z Polski, bo jak się wyraził, mój angielski jest lepszy niż jego. Uśmiałam się i podziękowałam za komplement, choć grubo przesadzony. Pan ksiądz, jak go nazwałam posługiwał się bowiem językiem niezwykle pięknym, świadczącym o doskonałym wykształceniu, jak ocenił nasz angielski kolega. Zapytał mnie, czy znam wiersz pt: Twinkle, twinkle little star - ja niestety kompletnie nie wiedziałam, o jaki utwór chodzi. Wyjaśnił, że tu kiedyś każde dziecko ten wiersz znało. Po powrocie do hotelu wyczytałam, że to XIX-wieczny wiersz, który potem stał się popularną kołysanką. A ja na te melodię uczyłam się śpiewanki - alfabetu na pierwszych lekcjach angielskiego w szkole podstawowej.
Pan ksiądz serdecznie zaprosił nas do zwiedzania katedry




Teraz kilka fotek samego miasta

Tu widać naszego tambylczego przewodnika




Podobno najmniejszy pub w Wlk. Brytanii

i wystawa sklepu mięsnego Tu przetrwała tradycja targów organizowanych dwa razy w tygodniu, a handel odbywa się w wielu niewielkich sklepikach, których nie wykończyły jeszcze sklepy wielkopowierzchniowe.

Minęliśmy pole do mini-golfa

i dotarliśmy do ogrodu różanego, niezbyt spektakularnego o tej porze roku. Jakoś tak trochę dziwnie, że ten różany ogród angielski założyli w zasadzie Amerykanie...


Róże sadzone są w czyjejś intencji, co jest skrupulatnie odnotowane na tabliczkach. Ławki, wszystkie jakie widziałam podczas całego pobytu też noszą inskrypcje fundatora i ew. słowa pro memoriam. Bardzo fajny zwyczaj 









Tu za drzewem, które kazał uwiecznić W. widać plac zabaw, otoczony fajna wyplatanką z pędów wierzby chyba


Wróciliśmy do samochodu i udaliśmy się dalszą drogę. |