Rozmowy przy kawie (25)
    Urazka pisze:

      survivor26 pisze:

      Bea, tak posyłam, bo R. jest katolikiem, a ja nie widzę w tym nic złego, niemniej Flo dorasta, zaczyna zadawać pytania, tatuś nie udziela odpowiedzi, a moje jako ateistki są mało wiarygodne, zatem jeśli wybierze, że już nie chce chodzić, to chodzić nie będzie.


    Pat ja w stosunku do swojej córki przyjęłam zasadę, że ponieważ żyje w katolickim kraju to otrzyma minimalne katolickie wychowanie a później zdecyduje sama. W związku z tym do końca podstawówki była zobligowana do wypełniania powinności religijnych przy naszym, rodziców, wsparciu. A i w ogólniaku delikatnie nadzorowaliśmy jej edukację chrześcijańską. Bałam się, że kiedyś zarzuci mi, że pozbawiłam ją możliwości zaznajomienia się z wiarą większości otaczających ją ludzi czy możliwości dostępu do takich sakramentów jak pierwsza komunia, bierzmowanie czy katolicki ślub. Myślę, że np. rezygnacja z rytuałów komunijnych może być dla małego dziecka powodem wielkiego stresu i pretensji do rodziców ateistów, którzy swoje podejście do religii przenoszą na dziecko tak jakby ono było już w pełni ukształtowane.


Janinko - jedno moje dziecko do komunii poszło, ale potem za obopólną zgodą zrezygnowaliśmy i z religii dla wszystkich dzieci, i z wszelkich sakramentów dla młodszych dzieci. Był to wynik wspólnych rozmów, naszych z dziećmi. Odeszliśmy z Kościoła wszyscy razem, zgodni w tej kwestii. Nie do końca zgadzam się Janinko z Twoimi ostatnimi słowami. Przeszłam edukację katolicką i uważam, że położyła się cieniem na mojej psychice, wieeelkim cieniem (w szczegóły wchodzić nie będę). Chciałam dzieciom oszczędzić tego „prania mózgu” i dziś uważam, że zrobiliśmy oboje z P. właściwie. Dzieci nie mają żadnych przykrości z tego powodu, głównie dlatego, że to miejsce wielokulturowe, głównie prawosławne. Jednak już w pierwszej klasie, w starym miejscu zamieszkania, córka średnia świetnie radziła sobie z dociekaniami koleżanek i cieszyła się, że nie chodzi na religię. Jest to dla mnie zbędna godzina lekcyjna, niepotrzebne mieszanie dziecku w głowie. Etykę przyjęłabym w szkole a i owszem, pod tym warunkiem, że będzie uczyć tego przedmiotu osoba neutralna światopoglądowo; nie batiuszka czy ksiądz katolicki, nie siostra zakonna lub osoba, która jednocześnie uczy religii (tak też bywa). Obawiam się tego, że lekcja etyki mogłaby niewiele różnić się wtedy od lekcjii religii. Jestem w stanie zaakceptować takie poznanie różnych wiar, bez odnoszenia się do moralnych wyborów. Czysta wiedza... Zresztą, u nas rozmawiamy na te tematy, dzieci obserwują świat, zadają pytania, nikt ich nie próbuje przekonywać do czegokolwiek, nikt im nie miesza w głowie. Do dziś żadna z córek nie chodzi na religię i z tego co wiem, nie zamierzają wracać. Poznawać wiarę katolicką nie muszą na lekcjii religii. Chodziłam, to wiem jak wygląda. Nie uznaliśmy tej lekcjii za konieczną i wartościową. Dzieci w tym czasie nie były ukształtowane. Oczywiście, że nie. Nie chciałabym jednak, by były kształtowane w taki sposób. Chcieliśmy nauczyć ich myśleć samodzielnie. Nawet takie lekcje jak WDŻ czasami stoją pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od tego kto uczy, w jaki sposób i z jakiego podręcznika korzystają.


  PRZEJDŹ NA FORUM