To dobrze. Miałam kiedyś tymczaska, który potrafił sobie zdjąć kolnierz w ułamek sekundy, mimo że miał naprawde mocno zapięty. To była "jazda", żeby go upilnować! Na szczęście to była tylko kastracja, ranka była mała i szybko sie zagoiło, odetchnęłam z ulgą i wreszcie mogłam bez psa pójść do toalety Psiak znalazł świetną właścicielkę i ma szczęśliwe psie życie. Lars z kolei po prostu rozwalił kołnierz w strzępy, na szczęście to było chyba na czwarty dzień po kastracji i był juz włąściwie zagojony, bo goiło mu się fantastycznie i nie trzeba bylo już zakładać kolejnego kołnierza. |