Obrazki z Gospodarstwa (1)
Najpierw Zuzia - żeby nie było, że tylko Dziunia wyleguje się na moim miłym kocyku wesoły



No więc są kurki - 10 ośmiotygodniowych zielononóżek, całkiem jeszcze małych, ale na tyle dużych, że są już w pełnym upierzeniu i wyglądają jak miniaturki tych dorosłych. Wykluły się szóstego lutego, w imieniny Doroty, wiec od razu wymyśliłam, że dla uproszczenia będę je wszystkie nazywać dorotkami.

Kurki zostały wysłane paczką z Wielkopolski, niby to kurierem, ale wkrótce się okazało, że choć były w Słupsku już o ósmej trzydzieści rano, to nasz wsiowy listonosz woził je ze sobą przez cały dzień. Po pracy wyruszyliśmy mu na spotkanie, klucząc po serpentynach i bezdrożach naszej gminy, aż wreszcie na szosie między polami nastąpił przeładunek śmierdzącego towaru do naszego samochodu.

Jak ten biedny człowiek wytrzymał w takim smrodzie cały dzień, to naprawdę nie wiem, bo ledwo dojechaliśmy te kilka kilometrów do domu.
Dorotki były spakowane w dwie skrzynki ustawione jedna na drugiej i razem związane. Od razu powrzucaliśmy je przez okienko do kurnika, żeby mogły rozprostować gnaty a przede wszystkim wyschnąć z... że tak powiem, trudów podróży.



Kurnik wewnątrz jest teraz podzielony na dwie części, żeby na razie młode kurki nie miały bezpośredniego kontaktu ze starszymi, dla własnego bezpieczeństwa.



Dorosłe kurki korzystają teraz wyłącznie z dużych drzwi i mają dostęp do swojego gniazda, żeby mogły znosić jajka, a dorotki mają do dyspozycji małe okienko kurnika i zagrodzoną część wybiegu (ten tymczasowy kojec zbudowany z odzyskowych furtek i innych cudów).
Kurki mają też oddzielne karmniki i poidła.

Po pierwszym otwarciu okna na świat, kurki zupełnie się nim nie interesowały, siedziały w kąciku całą gromadką.



Jedna z nich, "namówiona" do wyjścia na wybieg, wylądowała najpierw na drzwiczkach okienka i nieufnie obserwowała teren, a potem pozwiedzała trochę... zobaczcie jakie siedem nieszczęść!





Tymczasem koleżanki ciekawie wyglądały na zewnątrz...



Wczorajszy dzień był przełomowy, bo dorotki pierwszy raz wyszły na swój wybieg, a właściwie zostały do tego nakłonione łagodną acz zdecydowaną perswazją, połączoną z wypychaniem ich kolejno przez okienko.
Wspomnę jeszcze, że wieczorem musiałam je wszystkie po kolei wrzucać z powrotem przez to okienko, bo nie umieją korzystać z drabinki!

Na zewnątrz natomiast uruchomiły od razu całe zasoby inteligencji: rzuciły się do żarcia, obstępując dookoła swój karmnik i widać było, że niezłe są w tzw. energicznym pobieraniu pokarmu!
Zachowywały się już zupełnie inaczej, niż wczoraj i dziś rano, co znaczy, że szybko się przyzwyczajają i czują się coraz lepiej. Straciły też już ten ohydny zapach.

Kurki młodsze i starsze teraz mają czas na oswojenie się ze sobą wzajemnie, przyzwyczajenie się do nowego widoku, zapachów i odgłosów, jednak bezpośredni kontakt nie jest na razie możliwy - ani w kurniku, ani na wybiegu.

Dużo czasu spędzam teraz w kojcu!




  PRZEJDŹ NA FORUM