Rozmowy przy kawie (23)
    Eliza52 pisze:

    Janinkodzwoń do Mamy choćby Ci nie pasowało. Mam takie przeżycie z moimi rodzicami- Tato odszedł po krótkiej chorobie, jak odchodził trzymałam go za rękę. Mama w 1992 dostała wylewu i praktycznie lekarze nie dawali Jej żadnych szans. Byłyśmy 4 córki, przez 3 miesiące każda z nas na zmianę dyżurowała przy mamie w szpitalu, uczyłyśmy ją mówić, chodzić. Ja nauczyłam się masażu, żeby mięśnie uszkodzone wylewem nie zanikły. Mama przeżyła 16 lat po wylewie. Każda po kolei zabierała Ją do siebie -na miesiąc lub 2, ile chciała być, potem przechodziła do drugiej córki i tak po kolei.
    Każda z nas dzwoniła do Niej , a Mama bardzo czekała na telefony, a potem dostała telefon komórkowy.
    Kiedy w wieku 87 lat siostra musiała zawieźć mamę do szpitala, bo tlen można było podać tylko w szpitalu, nasza sytuacja rodzinna uległa zmianie. Jedna z sióstr już nie żyła, druga w szpitalu akurat była po operacji kręgosłupa. Zostałyśmy z siostrą dwie do dyżurowania . Na moim dyżurze Mama odeszła, ale najpierw siostry pożegnały się z Mamą przez telefon. Widziałam reakcję Mamy kiedy usłyszała głos sióstr. Odeszła szczęśliwa-trzymałam Ja za rękę. Dlatego Janinko dzwoń.
    Miłego dniaaniołek


Elu dziękuję Ci za osobiste wspomnienia i doskonale Cię rozumiem. Tak samo dyżurowaliśmy przez dwa miesiące przy moim Tacie. Zmarł w domu w otoczeniu bliskich osób. Była Mama, siostra, szwagier i mój M. Rodzice mieszkali z siostrą i jak stan Taty był krytyczny to brat z bratową, moja córka i ja z M. jeździliśmy do siostry na nocne dyżury, żeby domownicy mogli się wyspać i jakoś funkcjonować. I Tato zmarł właśnie na dyżurze M.
Elu dzwonię nawet wtedy, gdy nie mam ochoty powiedzieć nawet jednego słowa.


  PRZEJDŹ NA FORUM