Rozmowy przy kawie (21) |
Misiu kochana - jestem, jestem tylko leń mnie opętał. Nie piszę bo nie mam weny i jakiś pióro... oj, nie... klawiaturowstręt mam. A i czas jakoś dziwnie szybko leci. I ciągle siedzę w stolicy i szlag mnie trafia, bo u Was już robótki ogródkowe się zaczęły, a ja jak ta durna na ogródek (szwagierki !) mogę sobie wyłącznie przez okno popatrzeć. A mój tam czeka na mnie !!!! Ale siedzimy póki co w mieście bo małż załatwiał emeryturę, czyli składał papiery. Niby nic takiego, ale ogrom niekompetencji pań siedzących w ZUSie po prostu powala. Ja jestem dość upierdliwa (excusez le mot) i dociekliwa, a na dokładkę całe życie pracowałam jako urzędnik, więc przygotowałam małżowi wszystkie dokumenty tak, że mucha nie siada. Przeczytałam wszystkie potrzebne Ustawy, Zarządzenia, Rozporządzenia, wytyczne i przygotowałam się tak żeby nie dać się wpuścić w maliny. A tu najpierw pani w Zusie wymyśliła, że małżowi jeszcze nie należy się emerytura bo nie ma 67 lat! Bidulka nie doczytała jak się liczy wiek emerytalny po nowemu. Ogłupiła mi chłopa tak, że wrócił do domu niczego nie złożywszy. Więc następnego dnia poszedł ponownie i juz inna pani potwierdziła, że wiek ma dobry, ale brak mu jeszcze dokumentów poświadczających do kapitału początkowego. A mój chłop już dawno kapitał ma naliczony i wszystkie dokumenty sa w ZUSie. I zresztą tenże sam ZUS co roku przysyła mu informacje o tym kapitale. No i znów mi wrócił z niczym. No to następnym razem pojechałam z nim. Na szczęście inna pani dokumenty wzięła, zastrzeżeń nie miała, tylko wygłaszała takie bzdury na temat przeliczania, wieku itd, że aż mi wszędzie skóra cierpła. Miałam ochotę zrobić rozpierduchę, ale dałam sobie spokój. Poczekamy i zobaczymy jak policza mu ( i kiedy !???) emeryturę i czy zrobią to dobrze. Jak nie, to wywołam taki skandal, że będą o mnie w telewizji gadali! Nasza najmłodsza, po problemach z ciążą pozamaciczną nie może dojść do siebie i dlatego też siedzimy w mieście żeby ją trochę popodtrzymywać na duchu. Byliśmy też przez tydzień u najstarszej w Gdańsku, która chciała do siostry przyjechać i pobyć z nią trochę, ale nie miała z kim kota zostawić. Pojechaliśmy więc zająć się stworzeniem, a przy okazji trochę połaziliśmy po plaży i okolicach. Kot mi grał na nerwach, bo to rozpaskudzone stworzenie, a ja za kotami w domu specjalnie nie przepadam. Ta na dokładkę jest złośliwa, łasi się, mruczy, grucha, ociera i kocha cię najbardziej na świecie i nagle zmienia humor i znienacka syczy i drapie albo gryzie. Kasiu, Pati ileż ja bym dała żeby mieć trochę takiej gliniastej ziemi. Wymieszana z piachem (którego mam nadmiar!) jest super żyzna i wilgoć trzyma i rośliny dobrze rosną. A w moim piachu to nawet korzenie nie bardzo chcą wyższe roślinki prosto trzymać, a podlewanie starcza na godzinę. Pooglądałam sobie przecierane meble i jestem pewna - okropnie mi się to NIE podoba. Ale ja jestem niepoprawną miłośniczką porządku (co nie znaczy, że takowy mam u siebie w domu )i symetrii. I nie znoszę niczego co wprowadza niepokój i chaos. A takie przecierane meble drażnią mnie i wprowadzają (oczywiście moim zdaniem) element nieładu. Ja zresztą jestem lekko "pokręcona" jeśli chodzi o wystrój mieszkania. Nie lubię żadnych bibelotów, ozdóbek ani niczego na meblach i ścianach poza obrazami i zdjęciami. Oczywiście nie udaje mi się osiągnąć ideału. Po pierwsze dlatego, że moj małż rozkłada różne rzeczy, które muszą tam leżeć, a po za tym mam przyjaciółkę, która obdarowuje mnie własnoręcznie robionymi "decoupagowymi" (ło matko! jak to napisać????) bzdetami typu bombki, wazoniki, puzderka, serwetniki, wieszaczki, skrzyneczki itp. Nie mogę odmówić, bo zrobiłabym jej przykrość, one zresztą są ładne, ale ja ich u siebie nie lubię. No ale przez jakiś czas stoją i łapią kurz, a potem część stawiam na jednej półce i udaję że nie widzę, a część chowam. Niektórych używam, ale nie stoją na wierzchu! No, nie lubię! Małgosiu też robię osie gniazda, i to w kilku różnych wersjach. Smarowidło do środka zmieniam w zależności od weny i posiadanych produktów i nie zawsze zalewam mlekiem, choć te zalane dłużej są wilgotne. Pyszne są. No to teraz już skończę, bo jak nie pisałam, to nie pisałam, a teraz Was zamęczę. Ja chcę już na wieś! A mój małż dopiero za więcej niż tydzień będzie miał auto do przewiezienia pralki z miasta do nas na wieś, więc dopiero jak wróci to będzie można myśleć o wyraju! Czyli dopiero w marcu! O rany ! |