Kiedy zakwitną piwonie
W ubiegły czwartek miałam dzień pełen wrażeń i zdarzeń... Byłam świadkiem w sądzie, zeznawałam w obronie osoby pokrzywdzonej, choć sprawa mocno nieprzyjemna, ale zdecydowałam się pomóc tej osobie. Potem wepchałam się podstępem do firmy sprzedającej przez internet sprzęt elektroniczny i mimo, że pani na recepcji starała się mnie bardzo pozbyć, to nie dawałam za wygraną i dopięłam swego: porozmawiałam w cztery oczy z panem odpowiedzialnym za dział reklamacji. Zagroziłam recepcjonistce, że "ja poczekam wobec tego" i rozsiadłam się na przeciwko jej stanowiska. Nie ma to jak determinacja. Na wszelki wypadek miałam ze sobą książkę, bo dzień i tak już spisany na straty. Więc pani jednak udało się ściągnąć odpowiedniego pana. Wręczyłam mu do rąk własnych mój nowy-uszkodzony dysk i zaproponowałam, żebyśmy sobie niepotrzebnie życia nie utrudniali i że ja mam taką propozycję... ... ... Pan najpierw patrzył na mnie mocno zaskoczony, ale słuchał, słuchał, trybiki mu się ustawiały i zaczął pojmować o co chodzi, po czym stwierdził, że "trzeba będzie trochę zamotać, ale da się to zrobić tak, żeby była pani zadowolona". No więc mam nadzieję, że rzeczywiście będę. I że w końcu przesiądę się z moimi danymi z powrotem na własny PC. Bo mam już naprawdę dość.

A tu Bazyl, który wtargnął do łazienki, żeby się pokokosić na pralce.







I jeszcze moje lewkonie w czwartek, bo teraz już są większe, ale też część pada chyba na zgorzel siewek:


  PRZEJDŹ NA FORUM