Dzień zaczęłyśmy od dotleniania w lesie. Wprawdzie mróz poniżej 10 stopni, ale słonce wspaniałe. Zatem póki zima trwa - dwie pary spodni na tyłek, trzy warstwy na grzbiet, dwie czapki i biegiem marsz! Na trasie kilku biegających, ale nikt się nie ściga, każdy truchta na niestabilnej nawierzchni, na której ćwiczenie aerobowe zmiana się w siłowe Dobrze, że nie zapomniałam o kremie i pomadce.
W ogrodzie wszystko w zimowym śnie pokryte lekką szadzią
Oczar pokazał kolor, ale na kwitnienie jeszcze za mroźno
Skrzydlaci goście
Przy okazji tego pstrykania przypomniała mi się piękna piosenka Marka Grechuty