Rozmowy przy kawie (20)
Witajcie dziewczynki i chłopczyku (przy okazji gratulacje Dziadku !).
Niewiele się teraz odzywam, za co przepraszam ale jakoś tak ostatnio czas mi leci na łeb na szyję z górki.

Nawet nie zaglądałam w ostatnich tygodniach so Waszych wątków, więc niewiele wiem co się u was dzieje, ale miałam trochę zawirowań domowych (które wciąż trwają) i za grosz wolnego czasu, a i nastrój dziwny, bo z jednych powodów bardzo kiepski, a z innych bardzo dobry, więc mętlik w głowie totalny.

Juz to chyba pisałam, ale powtórzę (możecie opuścić !)
Nastrój pozytywny z powodu iż Córka zmieniła pracę i wyprowadziła się do Gdańska. Dostała bardzo eksponowane stanowisko - Dyrektora HR bardzo dużej międzynarodowej firmy. Dlatego przed Świętami "na cito" przyjechaliśmy do Warszawy (ach jak ja miasta nie lubię brrrrr, fuj!!!!!) i na szybko i prowizorycznie, ale tradycyjnie i obficie przygotowywałam świąteczne menu, a natychmiast po Świętach wyjechaliśmy na jakiś czas do Gdańska. Mąż jako kierowca furgonu i tragarz, a ja jako dekoratorka wnętrz i wsparcie duchowe.
Mąż zresztą jeździł wcześniej do Gdańska pomagać przy wynajmowaniu mieszkania, a ja w tym czasie częściowo pakowałam graty. Wszystko zadziało sie dość nagle i dlatego wszystko trzeba było robić "biegusiem".
Kiedyś jak byłam młodsza, to nie robiłoby to na mnie wrażenia, ale teraz ... chyba sie starzeję.
Ale to było tylko przyczyną braku czasu. Nastroju to mi specjalnie nie psuło, a tylko męczyło. Wolałabym siedzieć na wsi. Miasto i podróże mnie okropnie męczą.

A nastrój kiepski ....
po 15 latach musielismy uśpić naszego jamniczka Brzuszka. Był już bardzo chory i dalsze wstrzymywanie sie z decyzją byłoby nieludzkie. Ale byliśmy z nim bardzo zżyci, zwłaszcza mąż i ogromnie nam smutno. I pusto w domu.

No i niedawno się dowiedziałam, że ostatni z członków pokolenia moich rodziców, ukochany Wujek, brat mojej Mamy jest bardzo, bardzo chory. Więc odwiedziliśmy go i niesamowicie żal mi sie zrobiło, jak zobaczyłam co starość i choroba zrobiły z tego tak prężnego, wesołego i mądrego człowieka. No i okazało się, że potrzeba naszej chwilowej pomocy w opiece, dopóki rodzina (ta najbliższa) się nie zorganizuje. Mimo iz trwało to jedynie niecałe dwa tygodnie, to mocno szarpnęło moimi nerwami i jeszcze nie mam ochoty na pisanie, ale chciałam jedynie dać znać, że żyję i pewno niebawem zacznę się odzywać.

A od trzech dni mamy "na przechowaniu" pieska drugiej córki(rasy "wielokwiat" czyli taki konglomerat kilku ras z przewagą huskiego, ale z usposobienia pluszowa przytulanka ). Przemiły, grzeczny psiak i całuśny ogromnie, i taki bardzo wdzięczny. Pojutrze go oddajemy i znów będzie pusto.

Ale może znów zacznę częściej czytać, a może nawet i pisać.

Na razie przeczytałam tylko kawowowy i widzę, że mamy nowe koleżanki, w tym Dorotkę z Gorzowa. Witam dziewczynki.
Dorotko jestem niedaleko od Ciebie. Mamy szanse na wiosenno/letnie spotkanie i może ktoś jeszcze dokooptuje!?
Do wiosny już mam nadzieję, że się wszystko uładzi i zacznę wreszcie mieć czas!

A poza tym ja chcę juz na wieś. Miasto mnie wkurza! diabeł


  PRZEJDŹ NA FORUM