No, właśnie tak coś ostatnio do bani Dolegliwości fizyczne i ...nazwijmy to, życiowe dawały popalić na wiele wymyślnych sposobów ...więc milczałam. Milczenie w moim przypadku jest najlepszym lekiem, zwłaszcza, gdy mnie cos porządnie kopie, Należę do tych ludzi, którym mówienie o problemach nie pomaga, a wręcz szkodzi Już jakoś powoli do przodu. Po raz enty - co cie nie zabije, to cie wzmocni choć w wymyślny sposób
Wątek zakurzony, fakt, ale cóż tu pisać w wątku ogrodniczym w zimie..? A ja nawet nie mam teraz głowy do robienia planow na wiosnę, bo mój umysł zaprzątam swoja pracą, czyli, bądźmy szczerzy, fantazją i ułudą a trywialnie to po prostu waleniem w klawiaturę Oczywiście plany ogrodowe są. Jako, że u mnie wciąz głównie praca u podstaw, to nie ma sie czym zbytnio ekscytować. W planie karczowanie dzikich maliniaków i obsadzanie granic działki szpalerami drzew i krzewów, sadzenie wewnętrzych żywopłotów, takich, co mają wydzielać strefy, osłaniać od wiatru itd. No i marzenia o założeniu rabaty trawiasto-bylinowej, które to marzenie mam od dwóch lat, ale mocy do wykonania kompletnie brak. Jest tez drugie mniejsze marzenie, o zalożeniu mniejszej rabaty przy domu od południa, bo sporo udało sie zrobić w tym miejscu w zeszłym roku i aż sie prosi, by coś tam posadzić dla oka. Wyżej posadziłam jesienia szpaler lilaków odmianowych. A szczytem marzeń byłoby, gdyby udało sie (chyba cudem, ale to w końcu marzenie) na nowo założyć choc jedną grządkę warzywną w dawnym warzywniko-ozdobniku... A juz szaleństwem marzycielskim jest myśl o tym, że dobrze byłoby zająć sie nowym sadem, bo to, co tam teraz jest, to raczej niewiele ma wspólnego z zadbaną uprawą sadowniczą. A juz kompletnym odlotem byłoby, gdyby jeszcze zadbać o stare poniemieckie jabłonki za domem od zachodu... ale takie cuda, to tylko w literaturze Jak widać, nic sie nie zmieniło, zajęcia ogrodnicze na najbliższe 15 lat mam zapewnione
...A propos literatury... Znajoma zapytała, czy nie zechciałabym przeczytać wierszy jej wnuczki i ocenić ich pod względem wartości literackiej, bo dziewczyna chce je wysłać na konkurs literacki dla młodziezy i ona (czyli babcia) sie martwi, że dziecko sie rozczaruje... O, dzizys! Uwielbiam takie sytuacje Po pierwsze, mówię, to oczywiście dziekuje za zaufanie i komplement w jednym. Nie jestem z pewnościa wiarygodną wyrocznią, ale rozumiem, że dla kogoś, kto nie ma pojęcia o literaturze, moge być "fachowcem". Znajoma czyta tylko kryminały i przewodniki turystyczne, mówi to otwarcie, nie ma poczucia piekna języka i historie pisane jej nie wciagają, woli filmy, a juz poezja do niej nijak nie przemawia, dla niej to bełkot bez sensu, nawet w szkole na polskim z trudem rozumiała metafory w omawianych lekturach. Rozumiem to, nie każdy musi potrzebować tzw. literatury pięknej. Ona przynajmniej jest uczciwa, nazywa rzeczy po imieniu, nie sili sie na udawanie czegoś. Nasza znajomość opiera sie na innych sprawach.
Po drugie, mówię, wyjaśnij mi, jaki jest twój "problem". Czy ja dobrze rozumiem, martwisz się, że to, co pisze twoja wnuczka nie jest wartościowe literacko? Martwisz się, że to ją zrani? Martwisz sie, że to, co pisze jest wartościowe, ale zostanie niesprawiedliwie ocenione? Martwisz się, że ona się zniechęci? O co ty, babciu, sie martwisz?
Okazuje się, że babcia raczej sama nie wie, o co sie martwi, po prostu sie martwi, bo ma taki zwyczaj. Ona się troszczy, a "troszczyć się" jest dla niej równoznaczne z "martwić się" i to w dodatku na wyrost i na zapas. Niby to rozumie, ale jakos zmienić nie potrafi Najpierw trzeba "zrobić" psychoterapie babci
Usilnie proszona o "literackie nauki" zgodziłam się, głównie dlatego, że odmowa wymagałaby tłumaczenia dłuższego niż rozmowa z młodocianym adeptem sztuk literackich Po drugie dlatego, że dziecko w tej rodzinie nie może liczyc na żadne wsparcie takich zainteresowań, a ja ..musze miec twardą ...upę, bo mam miękkie serce I tak oto zostałam czyimś mistrzem Niestety chyba nawet na dłużej, bo młodociana autorka była pod wrażeniem rozmowy o sztuce porad poetyckich i w ogóle W tej chwili trudno ocenić, czy ma talent, bo jest w wieku, gdy burza emocjonalna przetacza sie przez młode jestestwo i nie wiadomo, czy potrzeba "tworzenia" jest właśnie emocjonalna czy siedzi głębiej. A to zasadnicza różnica. Tak zwany talent, to coś, co jest głębiej, w dodatku na szeroko rozumiany talent składa sie jeszcze klika rzeczy, ale to juz poźniej, gdy osoba jest dojrzalsza. A tu dziewczę młodziuteńkie o wrażliwości na słowo... i na teraz to tyle, co dalej, to sie pokaże samo. Czy będzie dalej odczuwać potrzebę pisania, czy bedzie sie rozwijać..? A ten konkurs.. No, tak, co z tym konkursem..? Ufff, trza sie był sporoo nagadać, żeby nakreslić ogóły i szczegoły w materii konkursów, co, jak, dlaczego, kiedy, co z tego wynika, co nie wynika... Uff Ja jako ...środek wychowawczy Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby dobrze wpłynąć na psychikę dziecka, na jego samoocenę bez względu na to, czy jej wiersze zyskają jakąkolwiek aprobate na jakimkolwiek konkursie czy nie Otrzymałam cos jakby nagrode za wysilki, bo znajoma donosi, że adeptka sztuk "jest taka sokojna po rozmowie z tobą, taka pogodna, jakby pewniejsza siebie i bardziej skoncentrowana". Jakby co, to mogę prowadzić jakąś terapię zajęciową dla młodzieży A szczerze, to uchowaj boże bo tak naprawdę, to nie znoszę wychowywać dzieci, szczerze nie znoszę i to było poświęcenie
|