zuzanna2418 pisze: W. meldował, że w Republice Czeskiej, gdzie przebywał wczoraj, zakupił sobie "seksowny fartuszek kuchenny". No, ciekawa jestem
Bea mam nadzieję, że nawet i bezdegustacyjne spotkanie w gronie znajomych pozwoliło Ci na bardziej optymistyczne spojrzenie na świat.
Ciekawe, czy fartuszek jest w zielonym maskującym czy w moro...
Moje optymistyczne spojrzenie na świat jest, tylko jest bardzo niewyspane i do tego jeszcze głodne Nie moge spać i nie moge jeść. To ostatnie wydaje sie słuszne, bo chudziną to ja nie jestem, ale jednak nawet człek na diecie, cos jeść powinien, a ja mam z tym kolosalny problem i choc czuję, że organizm chce jeść, to ja z wielkim trudem cokolwiek przełykam. Lekarka mówi, że to przejściowe, że to niestety normalne, że wielu pacjentów z "mózgową" boreliozą ma tak na pewnym etapie leczenia, że to blokowanie receptorów hormolnych i neurotoksyny i coś i coś tam... czyli muszę to po prostu wytrzymać i tyle. Moznaby pomysleć, że po takim czasie leczenia to ja wiem juz o swojej uroczej chorobie wszystko, a tu guzik, wciąz mnie zaskakuje i potrafi jeszcze dokopać do kości No, ale - jak to Pat lubi powtarzać - co cie nie zabije, to cie wzmocni Damy radę, jak zwykle. Potem sobie wręczę jakiś medal O, wiem, posadzę drzewo, a pod nim postawię kamień z napisem: "To drzewo upamiętnia wygrzebanie sie z największego g...na, jakie swiat widział Czyli jak widać, optymizm we mnie jest, tylko przyczaił się, żeby w odpowiednim momencie zaatakować ze zdwojoną siłą.
Spotkanie w gronie znajomych było bardzo przyjemne. Tylko ja taka wyciszona byłam... Znajomi patrzyli na mnie, jak eksponat, który siedzi nieruchomo w fotelu i mowili: wygladasz na osłabioną, a juz mowiłaś, że lepiej sie czujesz... Ja na to, że ja sie czuje dużo lepiej, a teraz to tylko tak przejściowo jestem osłabiona Nie wyjaśniałam im takich szczegołow jak to, że jestem wyjątkowo osłabiona, bo będąc niewyspaną i głodną przez ćwierć dnia waliłam kilofem więc wieczorem słaniałam się już na nogach Po co miałam to mówić w gronie nie-ogrodników, przeciez nikt nie zrozumie.
A co do jagód kamczackich... Nie, nadal nie pamiętam nazwy odmiany, ale spróbuje to wyśledzić. Również W. obiecywał, że spróbuje sie tego dowiedzieć od kolegi, co "w tym siedzi" i byc może bedzie wiedział, jaka to odmiana, co owocuje późno i nie opada. Natomiast jesli chodzi o smak kamczatek, to zasadniczo te nowe odmiany mają mało goryczki, więc kto tej goryczki nie lubi, powinien raczej celować w te najnowocześniejsze odmiany reklamowane jako bezgoryczkowe... Jednak moje doswiadczenia są takie, że nawet najslodsze odmiany potrzebują czasu, żeby dojrzeć, żerwane za wcześnie nie mają docelowego smaku. Nie wystarczy, że zrobią sie niebieskie, trzeba poczekać, żeby zrobiły sie słodkie. Niektóre szybko opadaja i tu jest problem, trzeba pod krzakiem układać folie czy materiał i zbierać to, co opadnie. Te moje rzeczywiście nie opadaja prawie wcale, parę sztuk może spadnie, ale reszta sie trzyna na gałązkach. Oprócz tamtych paru krzaków nierozpoznanej dotąd odmiany, mam tez wielki krzaczor obok domu, zresztą blisko ogniska, gdzie siedzieliśmy. Sądzę, że to nie jest żadna odmiana, tylko gatunek podstawowy. Krzak ma dwa metry wysokości i ponad dwa szerokości, owoców ma mało, są dość drobne i mają sporo goryczki. To stary krzak, jedna z pierwszych, a może i pierwsza roślina, którą posadziłam tu, gdy kupilismy te chałupę, jeszcze tu nie miaszkałam, tylko przyjeżdżaliśmy na weekendy. Wtedy jagoda kamczacka to była absolutna nowość, w każdym razie u nas, nie bylo do wyboru żadnych odmian, po prostu "jagoda kamczacka - lonicera kamtschatica" Elu, możliwe, że taką Ci sprzedano i dlatego nie byłaś zadowolona. Ja osobiście bardzo lubie te goryczkę i nawet wolę takie kamczatki, które ja mają
|