Wiejskie zarośla, czyli przypadki szalonej Beatki
Ja bym może i zdążyła dziś do pracy,być może nie byłoby awantury,gdyby nie ta szmatka zwana mudnurkiem pracowniczym....i gdyby nie koleje żelazne.Zapomniałam tej wywłoki z domu,i z wizgiem opon,obracajac tego grata na jednym bez mała kole,wpadałam do domu z rozwianym włosem,robiąc popłoch wśród domowej gawiedzi,a i z kurnika przerażone kury rozpierzchły się w popłochu na cztery wiatry..

I już byłam tuż,tuż...już funkcje życiowe przywrócone,już elektrolity na normalnym poziomie,o ciśnieniu krwi nie wspomnę...gdy okazało się ,że jedyny pociąg jaki kolej ma w tej częsci powiatu,i który zazwyczaj jeździ raz na dobę 6.rano ...akurat też miał opóźnienie..i całe 10 minut czekałam aż paniusia z domku dróżnika pozwoli dalej mi jechać..znów funkcje życiowe bliskie równej kreski...krew wylała się piękną rzeką..

A w tym czasie...pod moim zakładem pracy,z którym to nierozerwalnie jestem związana poprzez kasę zapomogowo-pożyczkową koleżanka ,która grzecznie czekała na mnie i na KLUCZE,które ten Sezam otworzą,już grzeczność jej się skończyła ..bo może się coś stało..telefonu do mnie nie miała...ja do niej też.
Do mnie nie miała,ale miała do Szefowej...ŁO MATKO JEDYNO SIELPIAŃSKO! Dopiero wtedy się burza rozpętała...i nagle ja się pojawiłam....

Pani Beato...ale gdyby,ale jakby,ale nie można tak...w pracy trzeba być na czas...na godzinę..grafik musi się zgadzać...koniec kwartału...

A gdybym tak wzięła i zeszła..zagaiłam kalając się pod każdym jej spojrzeniem...

Chyba w emocjach mnie nie zrozumiała,nie usłyszała...

Ależ godzin by pani brakło! Grafik musi się zgadzać!


pan zielonypan zielony


  PRZEJDŹ NA FORUM