Fragment planety Ziemia |
Cieszę się, że Wam sie podoba u mnie ![]() ![]() Beti, oczywiście, że trzeba to powtórzyć. No, jeśli za rok zlot bedzie u Małgosi, to są przecież inne powody, żeby przyjechać ![]() Basiu, Ty też możesz znaleźć jakiś powód, ot, choćby przetestowanie nowego auta na trasach dolnosląskich ![]() Dario, jeśli chodzi o te młodsze nasadzenia, to wszystko ja. Odziedziczyłam po Niemcach ![]() ![]() Ten sado-jagodnik to takie resztki, bo wiecej niż połowę, a moze i dwie trzecie, tego, co posadziłam zjadły sarny, jak była ta ciężka zima. Z dawniej sadzonych drzewek została jabłonka i brzoskwinia. Kilka lat temu posadziłam sporo nowych, ale też mało co przetrwało, bo nie byłam w stanie zabezpieczyć, choc oczywiście miałam taki zamiar. Jabłonka w tym roku pięknie zaowocowała, miała mnóstwo owoców, aż przecinałam zawiązki w czerwcu. A w lipcu podczas burzy wyłamała się, po prostu przewróciła sie w całości, pień złamał sie poniżej gruntu, w miejscu szczepienia ![]() A przewrócona jabłonka stała sie "słoniem w salonie". Tzn. leżała tam, a ja zachowywałam się, jakby jej tam nie było, nie patrzyłam na nią, nie mówiłam o niej, nawet podczas zlotu leżała tam nadal, gdy goście przyszli na jagody kamczackie, a ja nic. "Słoń w salonie" to określenie używane czasem w psychologii, chodzi o sytuacje, w której ludzie mają duży problem, ale udają, że nic tam nie ma, czyli na środku salonu stoi wielki słoń, a wszyscy zachowują się, jakby w salonie było wszystko w porządku ![]() ![]() ![]() Co sie stało? Nic takiego, sprawy zawodowe. Po latach zawodowej niemożności wreszcie mogę pracować, mój mózg juz działa, mam znów względnie dobrze działajacą pamięć (względnie ![]() Mniej wiecej tak to brzmiało, nie jest to dosłowny cytat, bo nie nagrałam tego telefonu, a żałuje. Odpowiedziałam: - Wiesz co, kim ja jestem, to pewnie jeszcze nie raz będę musiała sie zastanawiać, ale kim ty jesteś to wiem na pewno, jesteś durniem. I nie masz pojęcia, o czym mówisz, więc nie powinieneś sie odzywać. Żegnam. Dostałam w pysk. To był taki prawie zawodowy przyjaciel, a teraz mówi do mnie w taki sposób takim tonem! Co za kretyn z niego! Po prostu zidiociał i tyle! Nawet nie usłyszał, co ja powiedziałam... W zasadzie mogłabym uznać, że to tylko słowa kolejnego świra, kolejny słaby mentalnie człowiek nie udźwignął dziwnego tematu, jakim jest moja "dziwna" długa choroba, niesłychana utrata pamieci itd... No, trudno, nie każdy moze wszystko zrozumieć i poradzić sobie z informacją, ktorej mu nie objaśnili w telewizji ![]() Jednak... Jednak on trafił, jego cios trafił i to mocno. Trafił w najsłabszy punkt i dlatego zabolało, a właściwie to ogłuszyło. "To, ze kiedys miałas talent, nic nie znaczy". Właśnie. Trafiony - zatopiony. Po pierwsze ja właśnie tak sie subiektywnie czuję, a po drugie właśnie taka może być obiektywna prawda. ...Kawałki lustra szybują w powietrzu... "Co ja sobie wyobrażam, że kim ja jestem?" Właśnie, co? Moja dusza czuła sie źle. Był wieczór, poszłam spać. Na drugi dzień rano wyszłam przejść sie po ogrodzie, dla odzyskania spokoju, wyrównania perspektywy... Weszłam do sadu, a tam jabłonka leży, jakby odcięta jednym ciosem. Przetrwała te wszystkie trudne lata, posadzona jako mała sadzonka, podlewana niezbyt często, bo nie byłam w stanie, zarośnięta chwastem, podgryzana przez sarny, nadłamywana przez wiatry w zimie... Przetrwała. Cudem przetrwała i zaowocowała. Kochałam moją jabłonkę, moje śliczne dorodne drzewko, mojej ulubionej odmiany. Ogrodnik ze mnie po przejściach, specjalnej troski, więc szczególnie umiem docenić to, co mi dobrze rośnie. A ona nie żyje! Zabiło mi moją ulubioną jabłonkę! Leży złamana, powalona, zniszczona, pokonana, a wokół walają sie niedojrzałe jabłka... ...Moja głowa uderzyła w lustro, a kawałki szkła szybowały w powietrzu... Cios dla mnie i cios dla jabłonki były w tamtej chwili tym samym, symbolicznym zniszczeniem. Wrażenie było mocne, bo psy je poczuły razem ze mną, nie pobiegły jak zwykle przed siebie, tylko stały ze mną i patrzyły na to samo, co ja. Aż w końcu powiedziałam: - Idziemy. I poszliśmy na górkę do lasu. Potrzebowałam trzech dni, żeby wyjść z ogłuszenia. Z tego pierwszego. Z tego drugiego wychodziłam do tej pory, to znaczy jabłonka tam nadal leżała. Po prostu zwyczajnie nie miałam ochoty sie z tym pogodzić, odżałować, wyrzucić jabłka na kompost, a drzewko spalić. Logicznie to nie tylko dziwne, to nawet troche nierozsądne, bo jeśli pień jabłonki był faktycznie czymś zainfekowany, to lepiej było szybko ją stamtąd zabrać i spalić. Fakt. Tylko czy ja ten jeden raz nie mam prawa do odrobiny szaleństwa? Długo musiałam walczyc o zachowanie rozsądku, kierować sie logika wbrew logice, pokonywać emocje, odczucia, dziwne stany... No, to raz mogę oddać sie lekkiemu szaleństwu i ciężko przechodzić żałobę po jabłonce i swoim dawnym życiu. Okres żałoby zakończony. Jabłonka poszła na ognisko, niedojrzałe jabłka na kompost. (A nowego agenta znalazłam już w lipcu ![]() A ten opis to świadectwo autoterapii i krótkie ![]() A, warto dodać, że okazuje sie, że tropy z komputera prowadzą w kierunku firmy byłego agenta. Jak to było? - "fikcja się myli z rzeczywistoscią"? Doprawdy? Komu? ![]() |