A, coś Ty! W zyciu nie przyjdzie! Na początku, gdy tu zamieszkałam, zapraszałam ją oczywiście, ale zaczęła wymyślać bzdurne powody, dlaczego nie może... A to, że boi sie psów, a to, że ona nie moze pić kawy, a na ripostę, że zrobimy herbatke ziołową, wymyslała cos tam, że na zioła to tez trzeba uważać Ona absolutnie nie chce wchodzic z nikim w przyjazne relacje, ona chce zawsze miec otwartą furtke do czepiania sie , pretensji itp. Potem jeszcze kiedys proponowałam kawę i ciasto, a ona najpierw wykręciła sie względnie uprzejmie, a nastepnie mi powiedziała: Ja tam na kawki po sąsiadkach nie chodzę, ja mam sie czym zająć, ja pilnuje swoich spraw No, jasne! Chciałam jednak podkreślić, że ja nie jestem obłudna wobec niej, ja wcale nie udaję, że ją lubie czy coś takiego. Po prostu zachowuję życzliwą uprzejmość i nie "kasuję" jej ostro, bo staram sie realizować zasadę, że sukces jest wtedy, gdy wszyscy wygrywają. No, z nią zachowanie tej zasady to ma mocno popaprany charakter ale za to jak ćwiczy moją cnotę cierpliwości i tolerancji!! Ech, no zrobił sie temat-rzeka...
W ogrodzie jest oczywiście katastrofa. Ratowałam podlewaniem to, co sie dało ratować, reszta albo przetrwa albo nie. Woda w studni bardzo opadła, pompa ogrodowa juz nie daje rady. Jesli nie zacznie padać, trzeba będzie kombinować z hydroforem.
Tak wygląda moje podwórko
pod kasztanem
pod lipą
jesion więdnie
kalina więdnie
lilaki więdną
śnieguliczka usycha
paprocie usychają
cienisty skalniak usycha
cienista rabatka w kąciku ratowana przed całkowitym wyschnieciem, bo jest pod lipą, która wypiła wszystko w promieniu 10 m
Nie ma wody, żeby podlewać wszystko, nie ma szans na podlewanie np. trzymetrowych krzewów. Nie mówąc o tym, że tyle siły w ten upał tez nie mam, ledwie daję radę wieczorem podlać to, co absolutnie konieczne. Niech sie skończy juz to piekło!
A tu jakby inny świat. Na rabatkach "na dole", gdzie jest mniej słońca i więcej wilgoci oraz lepsza ziemia, bo doprawiona kompostem zatrzymującym na dłużej wodę - jest jeszcze jakies życie, słabe, ale jest. Żadnego tam wielkiego kwitnienia nie ma, bo tu jest też sucho, ale jeszcze nic nie usycha, więc jest nadzieja, że to, co tu rosnie przetrwa i za rok zakwitnie. Teraz tego zupełnie nie widać, ale ten fragmencik mojego ogrodu, jest prawie zagospodarowany, prawie. No, w każdym razie, gdy jest wykoszony i opielony, to wygląda nienajgorzej. Teraz wyglada źle, ale za rok, gdy to, co teraz przetrwa sie rozrosnie, powinno byc nieźle.
|