Bea, ta pierwsza sytuacja, którą przytoczyłaś, jest rzeczywiście znamienna. Bardzo dobrze oddaje sedno problemu. Ale gratuluję Ci cierpliwości! Ja bym nie zdzierżyła w takiej bezpośredniej konfrontacji i też bym babie nagadała. O ile cierpliwie znoszę, jak nasi sąsiedzi "po kryjomu" kombinują, często na naszą szkodę, o czym i tak wiemy i potem z nimi o tym rozmawiamy na spokojnie, o tyle jeśli ktoś by na mnie z gębą wyjeżdżał regularnie z takimi nieuzasadnionymi pretensjami do mojej własności to chyba bym jednak policję wezwała z sugestią, że pani sąsiadka musi się chyba leczyć.
|