Fragment planety Ziemia |
Swoją drogą, jak tak piszesz o tych sąsiadach, to dla postronnego obserwatora (czyt. dla mnie lol) to musi być szalenie interesujące, to z czego oni potrafią zrobić problem. Napisz coś więcej, jak Ci starczy cierpliwości. O, długo można pisać, co oni, a w szczególności ona, potrafią wymyślać Mam taki koronny przykład, który przytaczam zawsze, gdy musze objaśnić komuś, o co chodzi z tymi sąsiadami: Jak kiedys już sie spowiadałam, zanim zachorowałam i poległam w łóżku na dłuuugo - biegałam. Codziennie wieczorem bez wzgledu na pogodę przebiegałam od ok.10 do nawet 15 km. (Oczywiście z tą pogodą, to bez przesady, gdy był silny mróż lub waliły pioruny, to nie biegałam. I oczywiście nie od razu byłam w takiej dobrej formie, dopiero z czasem zaczęłam dochodzic do tych prawie 15-tu km) Gdy wracałam po bieganiu, ta sąsiadka czaiła sie na mnie w oknie, żeby mnie zaczepić i pogadać do mnie, własnie do mnie, a nie ze mną, bo jej nie chodziło o rozmowę, tylko o dorwanie słuchacza Ja nie dawałam sie zatrzymać, ale uprzejmie zamieniałam z nią parę zdań i następnie mówiłam, że po bieganiu jestem bardzo spocona, a teraz wieczorem jest coraz chlodniej, więc nie mogę tak tu stać na przeciągu, bo się przeziębię, muszę iść pod prysznic Pewnego dnia latem gdy jak zawsze wracałam z biegania, ona jak zawsze zaczepiła mnie z okna i mówi, że tak ładnie pachnie od strony mojego domu i pytała co tam za śliczne kwiatuszki posadziłam. Odpowiedziałam, że wysiałam maciejkę, która wieczorem mocno pachnie. Dwa dni później znów jak zwykle wracam z biegania, ona znów jak zwykle w oknie. Mówi do mnie podniesionym głosem, że przez te moje zapachy i te pyłki, które tu rozsiewam, to ona zaraz uczulenia dostanie, powinnam usunąć te kwiaty. To chyba objaśnia sytuację Inne teksty to np. żądanie, żebyśmy nie kosili swojego podjazdu traktorkiem, bo ona sobie tego nie życzy. Zebyśmy wycięli kaliny, bo jej zacieniają dom. Innym razem, żebyśmy nie wjeżdżali samochodami na swoje podwórko, bo gdy z samochodów pocieknie olej, to zatruje jej studnię. Wielokrotnie twierdziła, że ten lub inny fragment mojej działki nie należy do mnie, tylko do niej i nie mam prawa tam nic robić, a juz zwłaszcza sadzić drzew, bo takie drzewo, gdy wyrośnie, to moze sie przewrócić na jej dom... ... ... Ja to wszystko traktuję właśnie jako rodzaj folkloru, z tym, że wyjątkowo patologicznego. Ogólnie to po prostu sobie nic nie robiłam z tej jej gadaniny, ale zachowywałam pozory powagi. Po prostu słuchałam, wykazywałam zrozumienie, nawet czasem zgadzałam sie z żądaniami, po czym oczywiście dalej zajmowałam sie swoimi sprawami. To taki trudny przypadek, bo ona sama nie ma pojęcia, o co jej chodzi, targają nia jakieś lęki, emocje, "myśli", miota się, usiłuje zwrócic czyjąś uwagę na swoje stany przedziwne... Czasem juz nie wiadomo, czy słuchać tych jej bzdur czy może lepiej arogancko kazać sie jej zamknąć i mieć wreszcie święty spokój. No, ale ja staram sie dać drugiemu człowiekowi cos dobrego Tylko w tym przypadku to nie jest doceniane, bo ta osoba nie potrafi realnie oceniac ludzkich zachowań, ona widzi to, co ma akurat w głowie, a nie to, co faktycznie sie dzieje w otoczeniu. No, ale tak najbardziej ogólnie to udalo mi sie jakoś ją uspokoić tym swoim słuchaniem ze zrozumieniem i był względny spokój. Mam nadzieję, że ten spokój powróci Amen. Zuziu, a w czym W. wymaga cierpliwości? Chyba nie muszę mówić, że odprawiam szamańskie tańce, żeby sprowadzic deszcz Woda w studni jest juz tak nisko, że zaczynam miec kłopoty z podlewaniem. Zmieniłam pompę na te ciut mocniejszą, ale róznica jest niewielka. Może da sie podłączyć stary hydrofor, to by rozwiazalo sprawę na jakis czas. Miałam nawet podjąc taką próbę, ale jeszcze jakoś podlałam, więc dałam sobie spokój z technicznymi wygibasami. Jesli nie spadnie deszcz, to małż bedzie musiał to zrobić w weekend. Zaklinam deszcz, intonuję pieśń do bogów burzy, tarzam się w pyle... no, robie, co w mojej mocy, a tu nic. |