Rozmowy przy kawie (14) |
Goście mi się w drzwiach mijają i nawet trudno mi coś konkretnego w ogródku zrobić, bo trzeba "rozrywać" gości. Tylko wieczorne podlewanie sprawniej idzie, bo na cztery ręce się odbywa. Ale cóż z tego kiedy sucho jest jak na jakiej Saharze. Wszystko nie najlepiej rośnie, kwiatki przekwitają za szybko, cebula nie dorosła do prawidłowych rozmiarów, a juz dojrzała, szczypior się pozałamywał i usechł, i nie było rady trzeba było pozbierać. Pomidorki owocują zupełnie dobrze, choć widzę, że upał im się mocno daje we znaki. Sporo lisci już musiałam oberwać, bo schły. Dynia, mimo nawożenia, podlewania i ogólnego dbania ma tylko jeden zawiązek i też jej żółkną liście. Nie wiem czy owoc osiągnie wielkość do dojrzenia. Na razie jest wielkości mandarynki! Za to ogórki wydają owoce baaaardzo powoli i są malutkie. Nie gorzkie i nie pękate, ale nie rosną duże. Cukinia w ogóle nie kwitnie żeńskimi kwiatami i już kilka roślin wyrwałam, bo nie rosły, więdły i w ogóle były bardzo kiepskie. Wiem, że jedną z ważnych przyczyn jest kiepska ziemia, ale ja dopiero w tym roku będę miała kompost (a i to niewiele), którym będę mogła choć trochę wspomóc żyzność gleby. A z kompostem też nie jest dobrze. Jest za sucho i gorąco, i mimo polewania kompostowanie przebiega bardzo powoli. Jak na razie mam trzy kupy bardzo młodego kompostu, nie przerobionego jak trzeba i chyba zbyt mineralnego (a przynajmniej tak mi sie wydaje). Ale i tak będzie lepszy niż żaden. Obecność gości wymusiła na mnie dodatkową mobilność i częstsze oraz dalsze opuszczanie domu i ogródka. Żeby się nie nudzili wymyślałam dalekie spacery (prawie ekstremalne wyprawy!) do Puszczy, ale żeby nie był to jedynie bezmyślny spacer, wymyśliłam poszukiwania w terenie dawnych, opuszczonych już wsi poniemieckich. Jest takich kilka w Puszczy i nie prowadzą do nich żadne szlaki turystyczne. Trzeba znaleźć je na starych mapach (najstarszą mam z 1893r), umiejscowić w terenie i starać się dotrzeć istniejącymi obecnie drogami i/lub na azymut. Chwilami można posiłkować się starymi, pięknymi, kamiennymi drogowskazami, których bezmózgi nie zdążyli zniszczyć. Na niektórych niestety skuto stare nazwy miejscowości, napisane piękną Szwabachą. Ale na szczęście, nie na wszystkich. Już niewiele z tych wsi zostało, wszystko zarosła Puszcza, ale jak się dobrze poszuka to można znaleźć śródleśne łąki, pozostałości po domach, dawno temu posadzone drzewa przy drogach oraz opuszczone, smutne, małe cmentarzyki, na których nikt, nigdy już nie pali zniczy. Choć nie wiem czy na ewangelickich cmentarzach jest taki zwyczaj!? Na ocalałych (na szczęście groby nie noszą znamion świadomego niszczenia, a jedynie znaki upływu czasu) epitafiach widnieją nazwiska o rodowodzie germańskim, jak i słowiańskim. Jak to na pograniczach z zasady bywało! Marzyłoby mi się, aby z tych reliktów pozostałych po poprzednich mieszkańcach tych ziem, utworzyć miejsca odwiedzane przez turystów, takie swoiste nawiązanie do historii, kultury i tradycji. To nic, że obecni mieszkańcy są "ludnością napływową" i nie mają historycznych, emocjonalnych związków z tą ziemią i jej dawnymi mieszkańcami. Mogą przecież uszanować fakt, że większość dawnych mieszkańców tych terenów została "odgórnie" wplątana w bieg światowej historii, i w następstwie tych "odgórnych" knowań pozbawiona domów, ojcowizny i wszystkiego co znali i kochali (jak zresztą wielu z nich samych). Ale, w ogóle to lubię historię, tylko nie tą "wielką", a taką codzienną, historię zwykłych ludzi. I zawsze fascynuje mnie poszukiwanie wiedzy "jak tu było kiedyś" ????? I niestety odkrywam fakt, że tu gdzie teraz jestem "kiedyś" było bujniej, ciekawiej, ładniej i ludzie żyli też dla innych i z innymi, a nie zamykali się w domach. Niestety! Telewizja i internet oddaliły ludzi od siebie. Tak, że chwała Wam dziewczynki Bea i Pat za to, że przywracacie dawny zwyczaj kontaktów bezpośrednich, a nie tylko wirtualnych! |