Rozmowy przy kawie (13)
Zuziu , dziękuję, rechotałam z tego Tokio cały wieczór...
Jak u Was po burzach? U mnie był armagedon. Wyrwałam z łóżka chyba 4 rano, za oknem było biało , latały gałęzie, siekł wiatr, latały urwane orzechy , biły pioruny no armagedon.
Biegałam po domku wyrywając wszystko z gniazdek , zamykając okna próbując przeżyć zdziwiony
Tak chyba z 15 min, po tym zbudził się małż, stwierdzając ,że eeee burzaaaaa... A ja chyba miałam zawał serca, tak mnie bolał cały lewy bok, tak siedzę i mówię do małża, czym się objawia zawał? Pieczeniem. Bo mnie boli . A to nie, jak nie piecze to nie. Jak nie, to poszłam spać pan zielony
Rano ogarniałam świat po tajfunie.
A najlepsze na koniec, młodej umarł chomik, poszłyśmy zakupić nowego przyjaciela, przy czym namówiłam ją na syryjskiego, bo większy, dotychczas były mandżurki. Pan pomstował, jakie to one są agresywne, on się boi bez rękawicy i w ogóle . Pytam co to jest - samiec. No dobra , niech będzie i samiec... co za różnica. Okazało się ,że Leon jest tak przyjaznym chomisiem, takim tulakiem aniołek
Młoda pojechała do cioci na dwa dni, teraz wchodzę do jej pokoju otworzyć okno , a tu się coś rusza u Leona... No zgadujcie? TAKKKK młode.... Nie dość ,że nie chłop , to jeszcze ciężarna... I pięć małych noworodków kica po klatce. Młody stwierdził, że w stanach uznali że faceci też mogą , i Leon usłyszał i bum. Ma dzieci. Idę się zastrzelić....


  PRZEJDŹ NA FORUM