Rozmowy przy kawie (13)
Witajcie wesoły
Małgosiu, współczuję horroru!! Każda dalsza wyprawa autem to dla mnie stres, a tu takie wieści... jak widać wcale nie musi być dalsza. Za 3 dni mnie czeka długa trasa i pietra mam nie powiem, zwłaszcza po takich opowieściach z dreszczykiem. Mam jednak nadzieję, że gładko pójdzie i bardzo happy jestem, gdyż udało nam się upchnąć rower do auta (na razie przymiarka)

Snuję się więc z racji niezachęcającej pogody z zbieram klamoty na drogę. Jako, że jadę autem mogę sobie pofolgować i co chwila dokładam niezbędne przecież elementy garderoby i inne takie. Normalnie człowiek musiał by się zmieścić w jedną walizę, ale jak może wziąć więcej to nie wiem czy się w 3 upchnie pan zielony

Niby wakacje nadeszły, ale ja jakoś wakacyjnego nastroju za grosz nie mam.
Wychodzi na to, że jednak synek mój ma boreliozę i mimo zapewnień lekarzy, że jest dobrze zaleczona wszystko wskazuje na to, że nie jest. Był ostatnio w Katowicach u pani doktor polecanej przez Beę, ale po tej wizycie jestem bardziej przybita niż przed, bo okazuje się, że terapia jest nie tylko bardzo kosztowna - a na to się nastawiłam. Ona także niezwykle wyniszcza organizm. Chłopak młody, choroba go atakuje, ale nie w bardzo drastyczny sposób, może funkcjonować w miarę normalnie i kierowanie go na tak wyniszczającą terapię budzi we mnie wielki sprzeciw.
Czekam na wieści od Bei, może mnie wesprze, może coś doradzi. W końcu przeszła przez to wszystko i czuje się dużo lepiej.
Na razie nie odpowiada, może nie wie, że się do niej dobijam, nie zagląda do skrzynki... Dlatego piszę tutaj, bo wiem, że zagląda. Jeśli możesz odezwij się plisss


  PRZEJDŹ NA FORUM