O właśnie, mam podobne obserwacje, co Bea, u nas kryzys nastapił właśnie po 4 latach, ale to dlatego, że dziecko pojawiło się pratycznie od razu i na początku, jak to małe dziecko było super absorbujące, ale w wieku 3 lat na tyle się usamodzielniło, że przestało być pretekstem do nierozmawiania o problemach czy udawania, że ich nie ma...ale przetrwaliśmy, ze skutkiem ubocznym w postaci Sarulka Potem było jeszcze kilka większych kryzysów, ale oboje mamy wdrukowane, że przysięga "i nie opuszczę Cię aż do śmierci" (choć akurat w USC takiej się nie składa) zobowiązuje - nie do ciągnięcia czegoś na siłę, bo się obiecało, tylko do pracy nad tym, zeby pozostać aż do śmierci razem, nie z przyzwyczajenia czy ze względu na kredyt, ale nadal się lubiąc. I jak mnie małżonek wkurzy do białości, co nierzadko się zdarza, to po tym jak się zapluję, napiszę pozew w głowie itp. zawsze dopada mnie refleksja, że nie warto...nie warto rozpieprzać czegoś fajnego i trwałego z powodu dupereli. Bo na koniec życia zawsze się okazuje, że to wszystko duperele były a najważniejszy był czas, który spędziliśmy z bliskimi, rozmowy (choćby o pancernikach z II wojny światowej), rąbanie w piotrusia z małoletnimi czy wyjście do ogrodu i napawanie się przyrodą. |