Wiejski eksperyment Pat - czwarta wiosna na wsi
Flo jest świetna! To właściwie był jej występ, a reszta dzieci robiła ledwie za słaby chórek. Ona wiedziała o czym śpiewa i jak to pokazać, i nie potrzebowała podpowiedzi pani z boku, reszta cos tam pokazywała, cos tam mamrotała, ale marnie im to szło w porównaniu z Flo. (Oczywiście nie wolno jej tego w taki sposób powiedzieć, ale tak między nami to chyba można oczko ) Ja jestem wybitnie nieutalentowana muzycznie i moze dlatego tak mi sie wydaje, ale wydaje mi się, że z jej śpiewem wcale nie jest źle, jako jedyna śpiewała w ogóle melodię i w dodatku ją interpretowała, reszta albo mamrotała albo darła się chwilami. Zapisz ją na śpiew, skoro chce, może różne ćwiczenia wokalne wydobedą z niej rzeczy jeszcze niewidoczne. Jest w takim wieku, że wszystko jest możliwe, poza tym mało który wokalista był dobry od dziecka, większość musiała sie tego nauczyć, mało kto ma wyczucie i głos bez żadnych ćwiczeń. Nawet największe talenty muzyczne biorą lekcje śpiewu czy gry.
Pozwolę sobie opowiedzieć o sobie ku przestrodze. Ja nie mam talentu muzycznego, ale jako dziecko chciałam grać na fortepianie (to dośc kiepski pomysł, jeśli ma sie małe krótkie paluszki, ale ja nie chciałam zostać pianistką, ja tylko chciałam umieć grać na fortepianie). Gdy miałam siedem lat rodzice w końcu ulegli i zaprowadzili mnie na egzamin do szkoły muzycznej. Zdałam go na piątkę (co dzis wydaje mi sie nieprawdopodobne i sądzę, że wszystkim dzieciom stawiano te piątki na zachętę) i zostałam przyjęta. Procedura była taka, że egzamin i przyjęcie były niejako ogólne, a dopiero potem wybierało sie instrument i co za tym szło - nauczyciela. I tu mój ojciec postanowił pokierować dzieckiem rozsądnie i podpowiedzieć mu, co jest dla niego dobre zakręcony Zmusił mnie, bym zrezygnowała z fortepianiu i wybrała akordeon. Dlaczego? Bo on sam w młodości grał trochę na akordeonie i miał sentyment... bo akordeon jest mniejszym instrumentem i można go ze soba zabrać, a pianino czy tym bardziej fortepian jest wielki i można grać na nim tylko w domu... bo fortepian jest nudny... bo wszyscy na tym grają, a na akordeon jest mniej chętnych... Miałam siedem lat, nie umiałam sie dostatecznie mocno przeciwstawić i poszłam na ten nieszczęsny akordeon, którego dźwięku nie znosiłam już wtedy i do dziś nie znoszę. Oczywiście skończyło sie to tak, że rzuciłam szkołe muzyczną w pierwszym półroczu, a rodzice jeszcze mieli do mnie pretensje, że najpierw czegoś chcę, a potem to porzucam bez żadnego powodu. Argument, że chciałam na fortepian, a nie na akordeon nie wydawał im sie istotny... zakręcony
Pat, rozumiesz? Wybacz, że w Twoim wątku snuję biograficzne opowieści, ale chodzi mi o to, że to, co rodzice myślą, że jest rozsądne, niekoniecznie jest słuszne. Ten dorosły rozsądek potrafi byc bardzo destrukcyjny dla dziecka. Nie moja sprawa oczywiście, ale skoro o tym piszesz, to ja piszę w odpowiedzi, co myślę o tym. Jeśli chce iść na zajęcia ze śpiewu, a masz taką możliwość, to niech idzie, nie przeszkadzaj jej w tym. Jeśli ma jakis talent, to on wypłynie i albo zrobi z niego użytek albo nie. Jeśli nie ma talentu, to po prostu troche nauczy się śpiewać i będzie sie dobrze bawić. Młody człowiek musi próbować wielu rzeczy, żeby sie ostatecznie odnaleźć w czymś. ( Tu moge też wspomnieć, że kiedyś chodziłam na lekcje rysunku i malarstwa do tej pory lubię czasem coś sobie namalować, ale nigdy, przenigdy nie przyszło mi do głowy, że zostanę malarzem oczko )

Yyy, no a ogród i dom fajne...
lol


  PRZEJDŹ NA FORUM