Fragment planety Ziemia |
Witaj Bea! Nie domyślasz się nawet jaką radość sprawiają mi kolejne, zrealizowane kroki w Twoim planie tworzenia ogrodu w górach. Radość ta wynika z dwóch powodów: po pierwsze oznacza to, że masz siłę do tych wyczerpujących prac, czyli Twoje zdrowie pozwala Ci na taki wysiłek (wiem, wiem, że nie powinnaś i że często Ci nie pozwala ale różnica z okresu apelu o energię jest bardzo widoczna) a po drugie jest we mnie cząstka Robinsona Crusoe i cieszy mnie bardzo jak coś się staje. A'propos energii - pamiętam o Tobie. I w te poranki, kiedy już, już muszę wyjść do ogrodu bo tam czeka na moje ręce tyle rzeczy do zrobienia, wtedy w myślach przekazuję Ci moją chęć działania. Nie wysyłam Ci złych fluidów w dni, kiedy sama muszę siebie przekonać, że nie można poddawać się gnuśności bo coś tam boli. U mnie też burza z wichurą i ulewą rozpętała się w ciągu piętnastu minut - od pełnego słońca do ulewy. Ja zbierałam w pośpiechu narzędzia i krzesełka a córka pranie. Na szczęście obie zdążyłyśmy na styk z pierwszymi kroplami. Ps. Zapomniałam, stąd edycja - w moich koszmarnych wspomnieniach podjazd do Hotelu Świeradów jest prawie pionowy. Myślę, że uklepał się albo rozjeździł przez te lata, które minęły. Niedawno obwoziłam kogoś znajomego po mojej rodzinnej miejscowości i pokazałam mu górkę, na której każdej zimy szalało na sankach całe najmłodsze pokolenie i do tego jeszcze mieliśmy tam sankowe skocznie. Mój gość popatrzył na tę górkę z powątpiewaniem i zapytał - "przecież mogliście chodzić na, którąś z tych wyższych". Byłam zdziwiona tą uwagą ale jak popatrzyłam trzeźwym okiem to rzeczywiście było tam może 20 metrów zjazdu dość stromego ale króciutkiego a wokół były inne dobre miejsca co najmniej 10 razy dłuższe. Widzę, że we wspomnieniach kreuję czasami zupełnie nową rzeczywistość. Nie chciałam się rozsiadać się u Pat z moimi wyjaśnieniami dla Ciebie i stąd ten wpis w Twoim wątku. |