Rozmowy przy kawie (11)
Witam i ja,
Weekend spędziłam pracowicie, aczkolwiek w niewielkim ukryciu, aby nie drażnić sąsiadów. Przygotowywałam nowe rabatki, przesadzałam rozchodniki i poszłam na kradzież do lasu. Tak, tak! Na kradzież. Otóż zobaczyłam, że w niesamowitych chaszczach, przywalony trawami, połamanymi gałęziami i tonami liści rośnie sobie pigwowiec japoński.
I postanowiłam go ukraść i posadzić u siebie. Jako, że nie jest to roślinka rodzima, wyrzuty sumienia miałam tyciutkie, maciupeńkie. Albo i wcale.
Ale jako, że rósł on w chaszczorach, to narzędzia do pozyskiwania miałam co najmniej dziwne. Nóż kuchenny, widelec, łopatka i ręce. Operacja na klęczkach trwała ponad godzinę i nie udało mi się go wydobyć całego. Miałam wrażenie, że rozłogi i korzenie sięgają aż do Japonii. Spociłam się w tych krzakach tak, że pot dosłownie zalewał mi oczy, wszystkie "nasikomy" z całej okolicy zleciały się na posiłek i na dokładkę zaraz obok znajdowało się mrowisko ogromnych mrówek, które za punkt honoru postawiły sobie gryzienie mnie pod nogawkami spodni.
Ale pozyskałam spory kawałek z dużymi korzeniami, przyniosłam cichaczem (jak na owoc przestępstwa przystało pan zielony ) i posadziłam na starannie przygotowanej i dobrze podlanej rabatce. Może się przyjmie? Jak myślicie?


  PRZEJDŹ NA FORUM