No, ale żmij nie masz, bo im te drgania przeszkadzają i nie przychodzą 
Z Larsem wszystko dobrze, wczoraj miał badania krwi i wet pod wieczór zadzwonił z dobrymi wiadomosciami. Kamień spadł mi z serca, a raczej skała. Miał Loluś szczęście. Niestety wiadomo, że niczego go to nie nauczyło. Jak dla niego zbyt odległy związek przyczynowy między polowaniem na żmiję a bólem, zastrzykami i kroplówkami. Gdyby taka żmija oblewała zimną wodą, skuteczniej odstraszyłaby np. Larsa Tami jest pod tym względem mądrzejsza, wtedy, w poniedziałek podeszli do tej żmiji oboje, widziałam to z pewnej odległości i zobaczyłam, że Tami powąchała coś z daleka i odsunęła sie, a potem zrobiła krok w tył. To oczywiście mnie zaalarmowało, bo od razu pomyslałám o żmiji, która syczy. Zawołałam psy, Tami przyszła, ale Larsson oczywiście nie, ten słodki dureń był juz w amoku myśliwego-drapieżnika i już "ogłuchł", zanim zdążyłam dobiec (o ile moje wysiłki można nazwać bieganiem! ) juz było po wszystkim, tzn. Lars był juz ukąszony przez żmiję, a żmija przez Larsa.
Janinko-Urazko, a czemu Ty nie wierzysz w to, że tyle zdołalismy wysprzątać? Wiesz, to co widać na zdjęciach to nie jest efekt jednego dnia, to odbyło sie jednak etapami, no i przy pomocy maszyn, czyli piły spalinowej, kosiarki traktorkowej i ręcznej z napędem (podkreślam zawsze ten napęd mojej kosiarki, bo bez niego koszenie tutaj byłoby ponad moje siły, a i zdrowy silny chłop też by sie umęczył, nawet niewielka pochyłośc sprawia, że taka maszyna "waży tonę"). No, część pracy wykonałam całkiem ręcznie, przy pomocy moich nowych nożyc, ale to te drobniejsze gałęzie, wszystkie grube były ciachane piłą. No i w ogole traktorek to jest to w takich pracach, nie tylko kosi, ale mozna nim wywieźć "urobek" zamiast go wynosić, a to jednak wielka różnica.
Jednak nie wszędzie mozna wjechać traktorkiem, a w każdym razie nie od razu. To jest fragment, który obrobiłam "tymi rencami", wszystko ręcznie grabiłam, wybierałam kamienie i kamyki, wyrównywałam łopatą kretowiska i inne nierówności, a potem kosiłam małą kosiarką. Na część tego terenu teraz da się wjechać traktorkiem, ale i tak nie wszędzie. To na zdjęciu to jest jakaś 1/4 , po lewej jest jeszcze kawał mojej roboty, której tu nie widać.
Wygląda to jak wykopaliska archeologiczne, jakiś obrys dawnej świątyni czcicieli prostokątów albo coś takiego, sprofanowanej przez współczesną ignorantkę stojakiem do suszenia prania... Jednak to był kiedyś kurnik, wiem to z podań ludności miejscowej. Pare lat temu został wykoszony kosą spalinową i wkopaliśmy suszarkę, a potem zarósł chwaściorem, wjechac tam nie bylo jak, bo teren niepewny co do kamieni. To dobre miejsce na suszenie, bo słońce w tym miejscu jest od rana do wieczora.

A to najładniejszy szkodnik na mojej działce, pstryknięty chwilkę po tym, jak został wypłoszony przeze mnie z mojego sadu. Jak widac nie za bardzo wystraszony, stanął i patrzył, czy biegną za nim czy nie Nie biegli, więc oddalił się z dystynkcją udając, że nie ma nic wspólnego z okorowaniem młodej gruszki 

|