Rozmowy przy kawie (10)
A ja od czasu jak mi się siwość na łeb rzuciła, to przestałam się koloryzować.
Przedtem bywałam - ruda, brązowa, mahoniowa, kasztanowa, rubinowa, czerwono-marchewkowo-zielonkawa (cuś a la Ania z wiadomego wzgórza - to przez skąpstwo i własnoręczne mieszanie jakichś resztek farb)). Ten ostatni kolor to nawet przeszedł bez specjalnego wstrząsu dla otoczenia, bo byłam wtedy piękna i młoda. A teraz kiedy mi tylko "i" zostało, to zabraliby mnie do miejsca odosobnienia.
Więc (wiem, wiem, nie zaczyna sie od "więc"! pan zielony) teraz już na wszelki wypadek nic nie robię na łepetynie (mówię oczywiście o kolorze! Myję, strzygę i czeszę w zależności od potrzeby!).
Siwość dodaje mi "nobliwości" i "powagi" przynależnej wiekowioczko , której mi trochę brakuje na co dzień. lol zawstydzony


  PRZEJDŹ NA FORUM