Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Misiu, Basiu, Marysiu, Pat dziękuję za kolejne odwiedziny!
No tak, fakt, że podtykanie pod nos jedzenia to ulubione zajęcie W., ale miecz to obosieczny: d...rośnie jak na drożdżach nomen-omenwesoły
Małgoś nagroda będzie, ale że gumka do włosów... no tak, przypominam sobie ze zdjęć, że Twój R. posiada imponującą kitę wesoły W. ma jakby wręcz przeciwnie. Czy model typu frotka będzie odpowiedni?
Joasiu kurcze, jak się nie da doczyścić, to ja też będę musiała pomalować te drzwi. Ale jeszcze poznęcam się nad tą farbą. Łukowisk nie znam, ale już sobie stronkę obejrzałam. W "Krainie Bugu" kiedyś wyczytałam, że powstało stowarzyszenie Dworów i Pensjonatów Nadbużańskich czyli jest takich miejsc z klimatem coraz więcej.
Aniu że też go nie zauważyłam jak miał liście!
Daria bez Bożenki byłoby fatalnie. Ciągle zdumiewa nas ta bezinteresowna życzliwość. Czego już od niej nie pożyczaliśmy: od cukru począwszy a na akumulatorze od traktora skończywszy.
Raz mieliśmy tylko bardzo nieprzyjemny incydent, może też inaczej bym to odebrała, gdyby nie fakt, że było to zaraz po pożarze u nas w domu w mieście. Pojechaliśmy na wieś po miesiącu od katastrofy i zauważyłam, że ktoś był u nas w chatce podczas naszej nieobecności i to w sposób ...hm..dość nietypowy: zauważyliśmy popiół z papierosa w kuchni na stole i pod naszym łóżkiem w sypialni. Poza tym fragment jakiejś damskiej biżuterii namierzyliśmy na prześcieradle. Poczułam się okropnie, a poza tym miałam na świeżo fatalne przeżycia po tym, co zdarzyło się w domu w Wawie. Nerwy miałam w strzępach mówiąc oględnie i teraz takie coś. Wiedzieliśmy, że klucze ma Bożenka i że Janek, nasz stolarz był u nas, bo prosiliśmy go o jakieś poprawki przy sufitach. W. rozpoczął śledztwo właśnie od niego, ale Janek kategorycznie wyparł się jakoby miał się gościć w naszej sypialni.. zresztą słusznie: sam ma swój dom i nie ma potrzeby robić czegoś takiego. W końcu W. z ciężkim sercem poszedł do syna Bożenki i zapytał wprost a on się przyznał, że sobie zaprosił "koleżankę" po powrocie z jakiejś dyskoteki. Obydwoje na niezłej bani, wiadomo. W. mało go nie zamordował, ale Bożence nic nie powiedział tylko opierniczył chłopaka zdrowo. Ja jakoś potem unikałam kontaktu z Bożenką, bo z jednej strony miałam żal, że tych kluczy nie pilnowała, a z drugiej wiedziałam, że gdyby mogła przewidzieć, prędzej by własnemu synowi oko podbiła niż pozwoliła na coś takiego. W. nie chciał rozpętywać awantury, choć ja się czułam fatalnie ze świadomością, że ktoś zawiódł nasze zaufanie. Niby nic się nie stało, ale jednak coś było nie tak. Pobyt na wsi już nie cieszył jak wcześniej. Nie pisałam o tym do tej pory, bo nie chciałam do tego wracać. Teraz już mi przeszło i traktuję to bardziej jak kretyński wygłup napalonego i pijanego dwudziestolatka niż zamach na moją prywatność i nadużycie zaufania .
Koniec końców postanowiliśmy zapomnieć o sprawie i nie wracać do niej. Głównie z uwagi na chęć zachowania dobrosąsiedzkich stosunków.
No, to z kronikarskiego obowiązku uzupełniłam sielski obrazek nico ciemniejszymi barwami, ale c'est la vie.
EwoEs no właśnie ja też pamiętam tylko ziarnisty i młynek, ten kwadratowy dedykowany mieleniu. Makatka była, ale może za często jej nie pokazywałam.



  PRZEJDŹ NA FORUM