Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :) |
Obiecanki-cacanki a mnie wstyd. Wczoraj nie dotrzymałam obietnicy rozpoczęcia sprawozdania, jak zwykle w domu jest co robić ![]() W międzyczasie przeczytałam na Pogaduszkach to, co napisała Bea nt. naszej ziemskiej populacji i odniesienia do wyludniania się wsi. Z moich obserwacji wynika, co następuje: nasze okolice nie wyglądają na bardzo wyludnione, ale np. wsie w stronach rodzinnych W. bywają całkowicie pozbawione mieszkańców. Czy zastąpi ich napływ mieszkańców miast szczerze wątpię, zarówno ilościowo jak i jakościowo to niemożliwe. Miastowych napływowych na Podlasiu Południowym jest dostrzegalna liczba, jednak dla tzw. typowego organizmu wiejskiego, są oni pardon, kompletnie nieużyteczni, z kilku powodów: przyjeżdżają okresowo, a nawet jeśli osiedlają się na stałe, niczego nie wnoszą do funkcjonowania regionu. Owszem, pielęgnują ogródki, porządkują przestrzeń wokół siebie, ale wnoszą pierwiastek zupełnie obcy i bez znaczenia dla zastanych mechanizmów i powiązań bazujących na podstawowej roli obszaru wiejskiego. My, kupując dom w okolicy rolniczej stanowimy "wrzutkę" z innego wymiaru, tolerowaną i traktowaną z sympatią nawet, ale to wszystko. Dopóki nie chcemy o czymś decydować, zmieniać - jest OK. Nieliczna garstka przybyszów angażuje się w jakieś projekty dla lokalnej społeczności, większość jednak chce mieć po prostu spokój i ładną okolicę, czasem miejsce do zajęcia się tym, co w mieście nie w chodzi w grę. Stąd bierze się także zjawisko zasiedlania przez miastowych prawie wyłacznie terenów położonych w okolicy atrakcyjnej geograficznie. Nikt jednak nie marzy o życiu na wsi, gdzie ani lasu, ani wody ani łąki czy innych tworów natury kojarzących się z relaksem na łonie przyrody. Druga strona medalu to kwestie kulturowo-historyczne. Wyludnianie się wsi to także skutek uboczny odium prowincjonalności, jakie odczuwa część młodych mieszkańców wsi. Obraz dumnego ze swojej pracy farmera, jaki widziałam w USA to senne marzenie w naszych realiach. U nas wciąż pokutuje obraz chłopa na furmance, choć ostatnio modne blokady dróg pokazują, że już dawno furmanka została zamieniona na ciągnik za 300 tys. zł. a chłop nie boi się już przednówka. Liczba komisów samochodowych jakie powstały w ostatnich latach na wsiach w "naszych" okolicach jest doprawdy imponująca. Niemniej jednak wciąż "bycie ze wsi" to nie jest powód do dumy i dla wielu umowa śmieciowa ale w mieście jest czymś bardziej pożądanym. Wielka szkoda. A my, spragnieni tych wiejskich klimatów, uparcie wracamy do swojej chatki. Tym razem ułożyliśmy sobie grafiki w taki sposób, aby wykorzystać zaproszenie na wernisaż poplenerowy, które przesłali mi właściciele Uroczyska Zaborek. W czwartkowe popołudnie opuściliśmy mury miasta i dociążeni kilkoma solidnymi klockami drewna na pace samochodu, ruszyliśmy na wschód. Warunki pogodowe znośne, jednak musieliśmy za Siedlcami zjechać na Radzyń, ponieważ wyznaczono objazdy omijające protestujących rolników. Kilometrowo droga w zasadzie ta sama, ale jakościowo gorsza, więc liczyliśmy się z wydłużeniem czasu podróży. Niespiesznie dojechaliśmy do Radzynia, gdzie znów napotkaliśmy na kolejny objazd, w Lidlu zaopatrzyliśmy się w artykuły pierwszej potrzeby oraz w produkty przemysłu winiarskiego bratnich Węgier i pojechaliśmy do celu. Śniegu tyle co kot napłakał, temperatura w okolicy zera, wszędzie szaro i smutnawo. Latarnie wyłączone ![]() ![]() Dorzuciliśmy do kuchni, zjedliśmy naprędce improwizowaną kolację i zajęliśmy się : ja - ogarnianiem domu a konkretnie przygotowaniem pościeli, a W. wstępnym rozładunkiem samochodu. Następnie zszedł do piwnicy w celu odkręcenia zaworu wody, która to woda popłynęła sobie ze wszystkich kranów, zatem nic w rurach nie zamarzło, co zdarzało się w silniejsze mrozy. Zwierzaki po posiłku udały się na z góry upatrzone pozycje (Kredka na podwórko, kicia do mrówczanego na emigrację wewnętrzną). Uruchomiłam piecyk naftowy w łazience i w zasadzie domek uznaliśmy za zasiedlony. Chwilę wyrywaliśmy sobie drugiego Miłoszewskiego, którego w rezultacie wspaniałomyślnie oddałam W. zadowalając się zaległą "Polityką". Padliśmy chyba równolegle, budząc się jeszcze w celu a) wpuszczenia psa, b) wypuszczenia psa, c) zrobienia kibla dla kota d) pogaszeniu świateł, które zostawił W.e) wpuszczenia psa po raz drugi i zrobienia mu miejsca w łóżku. Następnie zasnęliśmy definitywnie, aby zbudzić się w piątkowy ranek, od którego liczymy c.d który n. jak mi się uda coś napisać. ![]() |