Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Dziewczynki, fajnie że tu zaglądacie i werbalnie reagujecie wesoły Fasolka została przywieziona do Wawy i częściowo zamrożona. Gulasz zeżarliśmy wczoraj i przedwczoraj. W. robi takie zapasy twierdząc nie bez racji, że te potrawy gotowane na kuchni wsiowej mają inny (czytaj:lepszy) smak, niż te z gazu.
Iwonko Dla Ciebie te miejsca lubelskie to jak w domu wesoły Na Majdanku byłam wiele lat temu z wycieczką szkolną, miejsce szczególne i chyba nieprędko tam pojadę ponownie. No, z tym dokarmianiem to fakt. Teraz pitrasi coś z gęsi. I barszcz ukraiński bardzo szczęśliwy
Lusiu no to już lecę dalej, skoro jest zapotrzebowanie bardzo szczęśliwy. A fasolka wyszła wyborna, ja też zapomniałam o tej potrawie, bo w zasadzie za fasolą nie przepadam.

cz.VII to kolejne święto, czyli Trzech Króli. W nocy... spadł śnieg. A to ci dopiero wesoły



Ponieważ padało nadal i wiał dość silny wiatr, odłożyliśmy dalsze prace w sadzie na późniejszą porę. Mrozek lekki trzymał, W. zajął się zatem rozpalaniem w piecu chlebowym. Dłuższe i spokojniejsze palenie miało wytworzyć stabilniejszą temperaturę. Ja rozpaliłam w piecu salonowym, bo kot już sugerował leżeniem na stole, że temperatura nie teges. Normalnie leży na dywanie w sypialni wesoły Teraz mu od podłogi zimnem za bardzo zaciągało.

Po pewnym czasie słoneczko wyszło, więc i my wyszliśmy







Leżało takie



Trochę zeschłej flory







I bardzo żywej fauny. Uwaga, serią pojadę wesoły













To był pies polarny a teraz ptakowie polarni. Jeden wcina kawałki przypalonego ciasta W.



Reszta się gapi



Na słoninie tłumy





















Ruszyliśmy do sadu, żeby dokończyć cięcie. Amatorzy słoniny byli rozczarowani nasza aktywnością, na sąsiednich drzewach toczyła się debata, kiedy wreszcie raczymy pójść w cholerę wesoły













To różanka pod kołderką





Wróciliśmy do domku, gdzie W. podjął działania kuchenne. Tym razem miały być chlebki oraz bułeczki drożdżowe.
Słońce pięknie zachodziło, jedyny problem, że 16.00 jeszcze nie było.






Zadzwoniła Bożenka, W. poszedł jej otworzyć bramę, bo tymczasowy zamek w furtce w ogrodzeniu pomiędzy naszymi ogródkami zamarzł. Wrócili i zrelacjonowali, że mróz robi się coraz większy. Przy herbatce i kieliszku nalewki węgierkowej Bożenka opowiedziała o procesji Trzech Króli w Wisznicach, na której była z córkami. Odbyła się po raz pierwszy i zgromadziła sporo uczestników. Potem opowiedziała o nowym wójcie, który objął urząd po wyborach i ... obniżył sobie pobory twierdząc, że jeszcze nic nie zrobił dla gminy, to i na takie wynagrodzenie póki co nie zasłużył zdziwiony Byliśmy pod wrażeniem!
Pogadaliśmy jak zwykle o tym i owym, Bożenka tym czasem zlustrowała rosnące na kuchni wyroby W. i zaczęła wypytywać o receptury. Coś pochwaliła, coś zganiła, kazała chleby smarować wodą przed wstawieniem do pieca, bułeczki posypać cukrem i jajkiem z kolei smarować. W. słuchał w nabożnym skupieniu i bez szemrania robił, jak kazała wesoły Potem razem siedzieli przy piecu i Bożenka wyrokowała, ile jeszcze należy trzymać wypieki, potem kazała tajemnicze rzeczy robić po wyjęciu: znów wodą maznąć po wierzchu, potem odwrócić i położyć pod ściereczka (obrugała W. za ręcznik papierowy: "Co pan, ściereczki normalnej nie ma?"). Bułki zlały się co prawda nieco na blasze, ale po raz pierwszy były delikatne i takie, jak z dobrej piekarni! Siedzieliśmy we trójkę i rwaliśmy ciasto ciepłe jeszcze... Bożenka zasugerowała, że jeszcze masło do nich powinniśmy sami robić: "Ubijak mam gdzieś, mogę pożyczyć". Ale śmietanę skąd tu wziąć...

Bożenka w końcu zerwała się i pobiegła do domu, a my zostawiając cały sajgon popodukcyjny w kuchni poszliśmy spać.
Martwiliśmy się, że wakacje dobiegają końca, albowiem pozostał nam już ostatni dzień wolności, o którym opowiem, gdy c.d. niebawem n.


  PRZEJDŹ NA FORUM