Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Misiu mój domownik też mamrocze tylko tonem ryczącego lwa, gwarantuję wesoły A w ogóle to mam dla Ciebie małą niespodziankę, ale to dopiero w którejś z kolejnych części, a zatem zaglądaj!
Pat no konsternacja była, bo zawsze aprowizacja wykraczała poza potrzeby, a tu skucha. Byłam pewna, że kilkugodzinne łażenie W. po galerii handlowej w oczekiwaniu na kierownika działu komputerowego w Saturnie zaowocuje perfekcyjnymi i szalenie wykwintnymi zakupami spożywczymi. No a w rezultacie w torbie wylądowały jeansy Levi-Strauss i pół księgarni Matras. Dobrze, że choć bąbelki sylwestrowe miałam ja.
Justynko paputku my to mamy takie hobby z W., że dopowiadamy sobie myśli Klary czyli werbalizujemy sobie to, co wynika (naszym zdaniem) z miny Kici. Większość tych wypowiedzi zaczyna się niecenzuralnie lol
Joasiu atko w zasadzie jak się dobrze piec nagrzeje i nie zapomnimy zasunąć szybra, to spokojnie trzyma i cały następny dzień. No widzisz, mnie jakoś te brązy pociągają... trzeba będzie monetą rzucić czy jak...

W cz.II będę nieco przynudzać, ponieważ dzień był leniwy i poza czynnościami typu przyniesienie drewna opałowego, ogarniecie domu po półtoramiesięcznej nieobecności, poszwendanie się po obejściu pozostał szeroko pojęty relaks. Zatem po śniadaniu multi-kulti, bo złożonej z jajecznicy z jajek miejskich, cebuli własnego chowu czyli tutejszej oraz szynki z Podkarpacia, wystawiłam nos na dwór. Okazało się, że przyszła odwilż, śnieg mięknie, a na niebie szary, mokry koc. Podwórko wyglądało raczej mało zachęcająco, ale ubrałam się stosownie i wylazłam, głównie w celu ustalenia miejsca pobytu psa, który nad ranem zażyczył sobie wypuszczania ( na szczęście idzie zawsze z wnioskiem do W. bardzo szczęśliwy ) i od tamtej pory zniknął z horyzontu.

Wokół domu:











Na rabacie przyoborowej bezlistny dereń prezentuje żółte pędy. Chyba jedyny żywszy kolor w tej scenerii.



Pies został odnaleziony w nowej rezydencji czyli w drewutni. Spała martwym bykiem.



Nasza stodoła zamykająca podwórko od tyłu



Tu plantacja malin założona jesienią w części pomiędzy stodoła a byłym kurnikiem (na zdjęciu powyżej widać ten fragment po prawej stronie obrazka). Ziemia tu jest cudowna, o czym świadczą gigantycznych rozmiarów pokrzywy, idealna na warzywnik. Jednak w ziemi jest masa jakichś elementów betonowo-ceglanych, prawdopodobnie pozostałości po jakimś budynku gospodarczym. Kopanie tu to istna męka, ale trzeba będzie coś z tym zrobić, bo grzech zostawić ten fragment odłogiem.



Za płotem w stronę pól



To nasze bezpieczeństwo energetyczne



Galopkiem wróciłam do domu, bo sobie przypomniałam, że w Trójce przecież Top Wszechczasów zgodnie z dwudziestoletnia tradycją! W. spokojnie pochrapywał na kanapie z kotem na brzuchu i książką w łapce. Zgrzytając zębami przeszukiwałam fale w celu ustawienia właściwej częstotliwości. Więcej co prawda łapałam radiostacji białoruskich niż krajowych, ale w końcu trafiłam.
Przystąpiłam do sprzątania w kuchni słuchając sobie utworów, które budziły różne wspomnienia. Kuchnia jak kuchnia. Pokazuję dla przypomnienia i dla tych, co może jeszcze tu nie byli oczko



Zdjęcie trochę ciemne,ale z grubsza widać, gdzie co jest.
Tu z kolei blat roboczy służący za deskę do krojenia, stolnicę do zagniatania i w ogóle jest pożyteczny.



W. się obudził i wrócił do pasjonującej lektury L. Stommy "Antropologia wojny". W pokoju omiotłam kurze i pajęczyny z mebli i obrazów. To nasza Matka Boska z Krakowa:



A to Kicia wesoły



Tu widok salono-jadalni po ucieczce W. z kadru pod pozorem pilnego dołożenia do kuchni. Kicia zdziwiona patrzy: było, leżało-nie ma zdziwiony



W sypialni zdjęłam ponownie okno zimowe, bo w świetle dziennym , szarym co prawda, ale jednak, zobaczyłam przeokropne cmentarzysko much za szybą. Przystąpiłam zatem do usuwania tego ohydztwa i mycia okna przed założeniem drugiego.

Dzień upływał spokojnie, po wykonaniu czynności domowych zabrałam się za lekturę, a konkretnie za opracowanie "W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne". Interesujące informacje dotyczące aspektów życia w dwudziestoleciu międzywojennym. O wsi i o mieście. O balach, rautach i polowaniach. O technice i architekturze. Autorzy wyszukali dane z różnych źródeł i fajnie zebrali do tak zwanej kupy.

Wieczorem wiatr się wzmógł, słychać było jak huczy w okolicy dachu. Drzewa poruszały się na tle ciemnego nieba jak w scenerii do Króla Olch. A u nas cieplutko, zacisznie, no sielanka, jak w pysk strzelił.
Łazienkę nagrzaliśmy sobie piecykiem naftowym, wyszorowaliśmy się i ostatnią dziesiątkę Topu wysłuchaliśmy zawinięci w kołderki. Kredka odmówiła towarzystwa, dla niej temperatura, jaką wytworzyliśmy w domu była nie do zaakceptowania.
Tak spędziliśmy pierwszy dzień roku 2015, a co zdarzyło się w dniach kolejnych przekażę poniżej, gdy
c.d.n.


  PRZEJDŹ NA FORUM