Wsi spokojna, wsi wesoła czyli c.d.n. choćby nie wiem co :)
Ano właśnie, mam wrażenie, że twórcy takich programów czy redaktorzy naczelni magazynów uczepili się jakiejś nierzeczywistej wizji przeprowadzki i mieszkania na wsi i nawet gdyby stu mędrców (czyli przykładowo takich jak my bardzo szczęśliwy) tłumaczyło im, że jednak jest inaczej, to i tak na siłę będą lansować obraz Arkadii skrzyżowanej z Eldorado. W ostatniej "Polityce" jest rozmowa z Rochem Sulimą, który analizuje ten ogólnoeuropejski podobno trend wyprowadzki na prowincję, choć ja też nie do końca ze wszystkim się zgadzam.

Justynko ależ tak! Bardzo proszę o wkład w wątek winiarski!

Wczoraj się nie wyrobiłam z kontynuacją opowieści, może teraz dam radę wspomnieć o tym, co działo się po naszym przyjeździe, a więc deszczową i mglistą cz.I przechodzę do faktów wesoły

Po wznieceniu ognia w urządzeniach grzewczych zajęłam się wypakowywaniem zawartości tobołków a W. rozładunkiem samochodu. Przede wszystkim należało zwalić zrębki na w miarę foremną kupę do późniejszego wykorzystania. Kupa wyglądała tak:



Zrębki okazały się być świeże, a zatem uznaliśmy, że kilka dni poczekają, przefermentują nieco przy pomocy dodatków azotowych i w poniedziałek bądź wtorek zrobimy z nich ściółkę.

W. udał się do Wisznic po zakupy a ja tak się trochę pętałam bez celu po ogrodzie, w którym widać było ewidentnie obecność temperatur poniżej zera. Kwiaty wszystkie zdechłe, ale mimo to interesujące.



















Rudbekie i ostróżki stworzyły martwą naturę wesoły



Zakwitła obiela, krzew kwitnący wiosną.




Front wyglądał nieco przygnębiająco, wszystkie słoneczniki skosił przymrozek, rosnące dołem i kwitnące w najlepsze aksamitki i kosmosy również.







Cały czas mżyło, co widać w postaci szarych krop na obiektywie aparatu. Układałam sobie w głowie, co mamy do zrobienia tym razem i w zasadzie poza posadzeniem kolejnych dowiezionych roślin użytkowych (jagody kamczackie) i ozdobnych (trzy róże ), wywaleniem ściółki zrębkowej na rabaty, usunięciem zdechłych jednorocznych z frontu, przemieleniu terenu glebogryzarką, uprzątnięciu reszek warzywnika, ścięciu kilku drzewek i pocięciu ich na łatwopalne kawałki, posadzeniu cebul wiosennych wyszło mi, że w zasadzie będziemy się wałkonić bardzo szczęśliwy Pogoda ku temu była sprzyjająca zatem czemu nie? Krajobraz przed domem wyglądał iście listopadowo.





W. powrócił z zakupów spożywczo-gospodarskich i rozpoczęliśmy proces przygotowania zrębek do używalności.
Do tego celu potrzebowaliśmy nawozu silnie azotowego:



Oraz sporej ilości ciepłej wody.W tym celu wywlekliśmy gar 60-litrowy, którego w czasach pionierskich używaliśmy do grzania wody "na mycie", napełniliśmy go w części wodą i ustawiliśmy na kuchni.



Kot (a jednak jest na focie!) kontemplował krajobraz na zewnątrz z sieni frontowej wykazując kompletny brak zainteresowania pracami w obejściu.



W.w oczekiwaniu na uzyskanie właściwej temperatury wody w garze chwycił za szpadel i poszedł kopać dołki pod róże, a ja napełniałam je wodą, ponieważ ziemia była sucha jak pieprz. Uzupełniamy szpaler rosnący pod płotem od strony SN tzn. na wysokości słupków mamy aktinidie a po środku każdego przęsła chcemy mieć po różyczce. Są to głównie odmiany róży pomarszczonej, miejmy nadzieję, że odporne na wszystko wesoły

Następnie W. sporządził roztwór mocznika, który planowaliśmy wykorzystać także do oprysków drzew owocowych, ale padający w zasadzie non-stop drobny deszcz spowodował, że miałoby to raczej niewielki sens. Zrębki leżąc w hałdzie już się powoli zagrzewały. Dostawa ciepłego azotu wzmogła procesy fermentacyjne. Hałda buchała parą jak nie przymierzając podlaska wersja Eyjafjallajokull, a temperatura zrobiła się na tyle wysoka, że parzyło rękę wetkniętą do środka.
Zostawiliśmy zrębki siłom natury, a sami przystąpiliśmy do mocowania półki przywiezionej z domu warszawskiego, która to półka po remoncie nie mogła znaleźć swojego miejsca w kuchni (góra od kredensu wisi teraz tam, gdzie wcześniej wisiała półka). Tu co prawda też mieliśmy dylemat, gdzie ja umieścić, jest bardzo ładna i chcieliśmy ja jakoś wyeksponować, ale nie koniecznie tak, aby nadziewać się na nią albo zrzucać z niej rzeczy przy codziennych czynnościach. W końcu wyszło tak:



Nad kuchnią tradycyjnie zawisły lokalne wyroby mięsne:



A do picia mieliśmy m.in. lokalny wyrób owocowy, pojawiający się w coraz większej obfitości rodzajów:



Korzystając z tego, że chwilowo przestało padać wyszłam przed dom i zobaczyłam, że zrębkowa fermentacja stanowi obiekt dzikiej fascynacji fauny domowej w postaci Kredki bardzo szczęśliwy Na szczycie parującego pagórka mój własny pies wyczyniał rzeczy skandaliczne wesoły













Obwąchałam ją w obawie, że w wyniku tych czynności nabierze jakiś podejrzanych woni, ale stwierdziłam, że futro przyjemnie pachnie topolowym drewnem zmieszanym z zapachem swoistym dla Kredki i uznałam, że niech sobie ma swoje prywatne SPA w wielskiej rezydencji wesoły

Rozglądając się wokół dostrzegłam na rabacie podoborowej takie coś:



Nie chodziło oczywiscie o stary fragment korzenia czy pnia, który sama tam umieściłam ze dwa lata temu, ale o to, co było na nim. Tym czymś okazało się zwyczajne kurze jajo:



Kury Bożenki i sąsiada zlokalizowanego za SN odwiedzają nas regularnie pod naszą nieobecność i widać jedna z nich uznała, że w zamian za udostępnianie terenu do grzebania i dziobania, można jakiś dowód wdzięczności zostawić wesoły Choć miejsce dość nietypowe do jego złożenia wybrała wesoły

Zrębki postanowiliśmy nakryć plandeką. Kredka czuwała nad dalszymi procesami zachodzącymi w kupie.



Ponurości deszczowego popołudnia rozjaśniały barwy niektórych krzewów: pęcherznicy, hortensji dębolistnej czy berberysów









Ciemności zapadły wcześniej niż zwykle, więc usiedliśmy przy stole w ciepełku domowym zajadając kapuśniak ugotowany przez W. i czytając prasę lokalną, zdominowana przez ogłoszenia wyborcze. Zdegustowaliśmy jedno z przywiezionych win, ale o tym w stosownym wątku będzie.
Wczesna pobudka, podróż i niezbyt forsujące, ale jednak prace na świeżym powietrzu spowodowały, że zgodnie padliśmy w pozycji horyzontalnej i spaliśmy jak kamienie omszałe aż do późnego poranka a nawet wczesnego przedpołudnia w dniu następnym, a o tym, co było potem, jak zwykle w c.d., który w niedalekiej przyszłości n.



  PRZEJDŹ NA FORUM