Wiejski eksperyment Pat - reaktywacja
No to jestem aniołek Nie mam za wiele do pokazania, bo nawet zdjęć nie było kiedy robić ostatnio... jak się zaczęło operacją Flory, tak niepostrzeżenie minął miesiąc...praktycznie cały z dziećmi w domu plus seria mniej i bardziej fortunnych zdarzeń, od rozkraczenia się auta (naprawione wesoły, poprzez odejście niani (na razie teoretyczne, bo niania nadal na miejscu czeka na walizkach, aż dadzą sygnał do wyjazdu), po przeziębienie, które skrzętnie zrujnowało w poprzednim tygodniu plan wyslania dziecka w końcu do szkoły... A w międzyczasie zarabiałam na węgiel (zarobiłam, węgiel jestwesoły ), robię chusty...ostatnio cztery na drutach, ale muszę zmienić system,b o ażda inna i godzinę zajmuje mi przestawienie się w głowie z jednej na drugą...apropos drutów, matka robi innym, a własne dzieci zaniedbuje...na szczęście są na tym świecie dobrzy ludzie, którzy w tej materii przejęli jej obowiązki i Flo właśnie dostała kolejne cudne sweterki od darczynczyni, która pragnie pozostać anonimowa:





Sara wcześniej dostała cudne sukieneczki, których wkładania do zdjęć odmówiłam, bo potem nie daje z siebie zdjąć, a szkoda ich na szuranie po domu, ale i tak kazała sobie zdjęcie zrobić lol



Dziewczęta grzeczne zmiennie, byłoby prawie idealnie, gdyby Sara nie dręczyła starszej siostry namolnoscią...Sara chce robić wszystko to co Flo i z nią: skutek społeczno-edukacyjny jest fantastyczny, bo wyprzedza rozwojem swoich rówieśników, ale biedna Flo nie ma chwili spokoju... nawet jak przysiądzie przy lekturze irlandzkiego katalogu z zabawkami (to ich Biblia na sezon przedmikołajowy lol) to siostra dokleja się z boku i każe sobie wyjaśniać, co i jak może Mikołaj przynieść aniołek



Ogród jeszcze trzyma się, bo przymrozków nie było, ale sezon roboczy oficjalnie zakończyłam, zostały mi cebulki do posadzenia i muszę brać się za dom: okna pouszczelniać, kotary na drzwi porobić, myszy przywitać i takie tam zwyczajowe wiejskie zajęcia aniołek W ogrodzie oprócz tradycyjnych o tej porze roślin







wyrosły też grzyby-mutanty zdziwiony




Mam jeszcze dla Was zaległą opowieść Rysiową i bedzie to na razie opowieść ostatnia, gdyż śmiertelnie Rysia zraniliśmy twardo odmawiając robienia za bankomat...niby 5 złotych raz na jakiś czas to nic, zwłaszcza, ze Rychu czasem oddaje, ale szlag mnie trafil z przytupem, jak przyszedł sępić, gdy ja akurat nie miałam nie tylko na własne fajki, ale i na coś do chleba dla dzieci i zacięłam się, że więcej nie dam....no chyba, że wenę stracę do końca, to wtedy będę zmuszona zainwestować w swojego 'muza' lol


  PRZEJDŹ NA FORUM