Rozmowy przy kawie (2)
U nas była dzisiaj pogoda sprzyjająca pracom ogrodowym - pochmurno, 21 stopni i tylko ten bardzo silny wiatr denerwował i dodawał dodatkowej pracy. Musiałam po raz trzeci podwiązać dalie, które nie wiadomo kiedy wyrosły na wysokość ok. 2 metrów i po raz dziesiąty (?) podwiązać pomidory, które większość owoców mają na najniższych gronach i zaczynają się rozłamywać u podstawy dwóch pędów lub nawet poniżej. Zdziwiłybyście się, gdybyście ujrzały moje budowlane konstrukcje mające zapobiec zniszczeniu krzaków. W planie było koszenie, pielenie warzywniaka, zbieranie opadłych jabłek i wycinanie przekwitłych kwiatów ze szczególnym naciskiem na nagietki, które kocham ale tylko w fazie pięknego, nienaruszonego zębem czasu kwiatka. Plan udało się wykonać ale zbieranie jabłek pewnie trzeba będzie powtórzyć także jutro i w kolejnych dniach.

aniaop Aniu - czy można Ci w jakiś sposób pomóc? Może potrzebujesz pobyć w innym otoczeniu - w tym tygodniu na weekend mam gości ale w następnym tygodniu mogę Ci służyć gościną. Nie wiem jaka jest sytuacja Twojej Mamy czy pracuje, czy jest na emeryturze/rencie a może na utrzymaniu swojego oprawcy. Odpowiedź na te pytania determinuje przyszłe poczynania Twojej Mamy. Jeśli mogłaby się wyprowadzić z domu w jakieś bezpieczne miejsce to byłby dobry krok nawet za cenę utraty stabilizacji. Miałam dawno temu podobną sytuację w dalszej rodzinie mojego M, choć nie aż tak drastyczną. Mąż kuzynki M pił, znieważał i bił przez wiele lat na szczęście bez skutków w postaci pobytu w szpitalu. Mieszkaliśmy w jednym mieście i choć nie byliśmy zbyt blisko to biedna musiała kilkukrotnie prosić nas o kilkutygodniową gościnę bo nie chciała wciągać swoich rodziców w swoją tragedię i także mojego M zaklinała aby nie interweniował. W pewnym momencie i tak wracała do swojego oprawcy, (który ją nachodził w pracy i przepraszał deklarując poprawę i miłość) i do swojego domu i ogrodu zbudowanego głownie dzięki Jej pracy i pieniądzom (oboje byli w PRL dyrektorami ale ona nie przesiadywała w restauracjach i nie traciła swoich pieniędzy tak jak on ze znajomymi). Wreszcie po ok. 25 - ciu latach małżeństwa wyprowadziła się ze swojego domu do swoich rodziców, praktycznie tak jak stała. Nie wiem co spowodowało jej bunt, bo bardzo zamknęła się w sobie i praktycznie straciłyśmy wtedy kontakt ale mieszkała u swoich rodziców do czasu przejścia na emeryturę a później kupiła sobie kawalerkę w innym mieście i tam zamieszkała ze swoją mamą po śmierci ojca. W tym czasie uzyskała rozwód i nie wiem czy otrzymała jakąkolwiek spłatę od swojego męża czy całkowicie zrezygnowała z rozliczeń.
Nie wiem jak sobie teraz radzi bo nawet nie mam jej adresu ale przytoczyłam tę historię po to aby pokazać, że nawet za cenę utraty swojego miejsca na ziemi warto walczyć o swój spokojny sen.


  PRZEJDŹ NA FORUM