Rozmowy przy kawie (1) |
No dobra, ale będzie hardcorowo ... Uczę się ze słuchu, jak i pozostałych języków. Jak robię coś nie wymagającego użycia komórek myślowo - mownych, zakładam słuchawki i albo słucham i powtarzam (w miejscu odosobnionym ) lub tylko słucham (drałując przez miasto np). W rogu ogrodu, przy płocie z nielubianym sąsiadem mam różę, a w zasadzie dwie, pnące. Od dwóch lat już krzycząc domagały się pergoli, więc zaparłam się, skręciłam no i przyszło ją zamontować oraz powiązać do niej ogromne róże. Robota spełnia wymagania braku potrzeby myślenia. Więc słuchawki na uszy i do przodu. Akurat zaczynałam z hebrajskim. Stwierdziłam , że mój dom (ogród) - moja twierdza i wara sąsiadowi co mówię. Słuchawki na uszy i pod tym jego płotem wiążąc różę powtarzałam za lektorem... Wytrzymał jedną lekcję , a potem powiem Wam ,że mieszkam tam 15 lat jeszcze nie widziałam ,żeby tak uciekał... Po otrząśnięciu się z szoku wizualnego , doszło do mnie iż należy oczekiwać rychłej wizyty księdza proboszcza wraz z egzorcystą Dziś tylko ucieka, bez dopału atomowego hihi bo słucham nałogowo lekcji przy podlewaniu ogrodu i oczywiście powtarzam . Czasem zamieniam na inny język. Sąsiad omija mnie szerokim łukiem, gdybym wcześniej to wiedziała... mała inwestycja a ile radości... |