Marysiu każdy z tych naszych ukochanych ma jakieś zalety Ja nigdy do gotowania i jedzenia nie przywiązywałam wagi, byłam głodna, to coś wrzuciłam na ruszt a jak nie, to nie. Potem odkryłam, że jedzenie (nie gotowanie) może być przyjemnością, choć nieco zdradliwą
Kontynuując temat spożywczy, postanowiliśmy uprawiać warzywa Z entuzjazmem W. przerył glebogryzarką kawał przedogródka i uformował rabaty. Posialiśmy sałaty, rzodkiewki, szpinak, bób, fasole i groszek. Ponieważ W. jest wielbicielem bezkrytycznym ziemniaków, zatem i zagonek kartofelków musiał się znaleźć.
W ubiegłym roku mieliśmy nawet jakieś sukcesy (posiadaczy profesjonalnych, wypasionych warzywników uprasza się o zachowanie równowagi i nie uciekanie z krzykiem)
i oszałamiające plony
Jednak radość z możliwości wyrwania sobie czegoś jadalnego z ziemi i po obróbce, położenia sobie tego na talerzu, była ogromna. Smak rzodkiewek niepowtarzalny. Zielony groszek wyjadałam prosto ze strąków. No jednym słowem dziki miastowy wypuszczony z betonowej klatki |